Nawet
nie wiem kiedy, a przyszło nam obchodzić Wielkanoc. Na święta wybraliśmy się
wszyscy do Warszawy. Ja i Zosia pojechałyśmy do moich rodziców, a Magda ze
Zbyszkiem do państwa Pramek, ale w ich przypadku zdaje się miały się odbyć
łączone święta, bo Bartmanowie przyjęli zaproszenie rodziców blondynki. Chyba
nie tylko ja węszę w obliczu takich okoliczności oświadczyny? Magda przed
samych wyjazdem zabrała mnie na maraton zakupowy do Katowic, bo chciała kupić
sobie jakąś zajebiście elegancką kreację i muszę przyznać, że dziewczyna
stawała na rzęsach, przymierzyła chyba z 20 sukienek, ale w końcu zaprezentowała
się przede mną w czymś, co z miejsca mnie zachwyciło<klik>. Do sukienki Madzia
dokupiła sobie buty i do odpowiednie dodatki. Nie ma szans, by Zbyszek nie padł
przy stole z wrażenia gdy ją zobaczy. Aż się boję jak moja Madzia odstawi się w
przyszłości na swój ślub. Już mi zapowiedziała, że nawet jakby mnie miała
ściągać z końca świata, to i tak to ja muszę jej towarzyszyć w wyborze sukni
ślubnej. W sumie to się jej nie dziwię, bo chyba nie ma na świecie drugiej
takiej osoby, która wytrzymałaby zakupy z Magdą. Ona zanim zdecyduje się na
zakup zwykłej podkoszulki na co dzień, to musi obejść kilka sklepów, by
przypadkiem nie przepłacić, ale nie kupić też czegoś, co potem nie będzie się
jej podobać. Mogę sobie tylko wyobrazić jak będzie wyglądać wybieranie tej wymarzonej
i jedynej sukni ślubnej. No, ale na razie to siedzę przy wielkanocnym stole z
telefonem na kolanach i czekam na wiadomość od przyjaciółki. Miała zaraz
napisać jak tylko na jej palcu pojawi się pierścionek. Nie powiem, żebym
blondynce w tym momencie choć trochę nie zazdrościła. Ona być może już nie
długo stanie na ślubnym kobiercu i będzie przysięgać ukochanemu miłość do
grobowej deski, a ja o takiej uroczystości na chwilę obecną mogę tylko
pomarzyć. Czy robię? Jasna, że tak, bo to przywilej każdej dziewczyny. Nawet
takiej z dość zawiłą sytuacją rodzinną jak ja. Nie raz nie dwa kiedy przed snem
zamykam oczy, to widzę siebie w długiej, białej sukni( nawet jeśli nie wypada
mi jako pannie z dzieckiem) i długim trenem. Na palcu połyskuje mi skromny
pierścionek, a przed ołtarzem czeka książę z bajki. I w tym momencie muszę
otwierać oczy, bo za każdym razem pojawia się wtedy Michał, a to jest dla mnie
niebezpieczne i na pewno nie prowadzi do niczego dobrego.
-Mamo,
Maciek przyjechał!- spojrzałam na zegarek i rzeczywiście o godzinie 15 umówiłam
się ze Stacherskim, że przyjedzie do mojego rodzinnego domu i dziś oboje
powiemy całą prawdę Zosi. Trochę się denerwuję, bo boję się jej reakcji na tę
wiadomość, ale nie minie mnie ta sprawia, więc im szybciej to załatwimy tym
lepiej dla Zosi. Wstałam od stołu i poszłam przywitać, jakby nie patrzył, w
pewnym stopniu członka rodziny.
-Cześć
wam! Paulina jestem tak w ogóle i miło mi cię poznać.- totalnie nie
spodziewałam się tutaj jego Anny, ale skoro Maciek ją tu przyprowadził to
znaczy, że chce by była obecna przy tej rozmowie. Szatyn wraz z narzeczoną
przywitali się z moim rodzicami, a potem we czworo poszliśmy do mojego pokoju.
Anna usiadła nieco z boku na fotelu przy oknie, a my z Maćkiem usiedliśmy na
łóżku. Między nami grzecznie siedziała córka, jakby przeczuwała co się święci i
czekała na ruch z naszej strony. Chciałam zacząć, ale Maciek mnie uprzedził.
-Mamy
ci z mamą do powiedzenia coś ważnego i mamy nadzieję, że to zrozumiesz, bo
jesteś już dużą, a przede wszystkim mądrą dziewczynką. Chodzi o to twojego
prawdziwego tatusia. Bo ja…
-Ty
nim jesteś tak?- zbaraniałam, a Maciek razem ze mną. No wiedziałam, że moja
córka jak na swój wiek wie już dużo, bo wszystkim interesowała się od zawsze,
ale ta sytuacja przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Nawet przez chwilę nie
wspomniałam jej, że Maciek to jej biologiczny ojciec, a ona albo się domyśliła
albo musiała przez przypadek usłyszeć jedną z rozmów prowadzoną na temat Maćka.
-No
nie patrzcie tak na mnie. Domyśliłam się o co chodzi po tym wstępie Maćka.
Normalnie scena jak z filmu, nie mogę sobie tylko przypomnieć którego. Nie chcę
ci nic mówić, ale już mam tatusia i bardzo go kocham, nawet jeśli to nie on
mnie stworzył. Ale jak chcesz to ciebie też będę kochać, bo fajny jesteś, ale z
taty Michała to ja nie chcę rezygnować. Może tak być?- wydawało mi się, że ta
rozmowa będzie prowadzona w dość poważnym tonie, ale na słowa Zośki roześmiałam
się głośno i mocno ją do siebie przytuliłam. Maciek także miał uśmiech na
twarzy i razem ze mną obejmował córkę. Do śmiechu nie było tylko Annie. Może
rzeczywiście takie przytulanie się na jej oczach to nie najlepsza rozwiązanie,
ale to wszystko wyszło tak spontanicznie. Dopiero jak się zorientowałam, że
nazbyt zamanifestowaliśmy rozwiązanie tych zawiłości rodzinnych, odsunęłam się
od Maćka i spojrzałam w kierunku narzeczonej Stacherskiego. Po jej minie widzę,
że jest pełna obaw o swoją przyszłość, ale z mojej strony jej kompletnie nic
nie grozi. Tak jak już mówiłam wielu osobom tak i jej mogę powiedzieć, że nie
zamierzam tworzyć z Maćkiem rodziny tylko i wyłącznie ze względu na Zosię, bo
to byłoby unieszczęśliwienie nie tylko nas, ale między innymi i Anny. Będzie
trzeba to z nią porozmawiać, a na razie mogę cieszyć się w duchu, że jedną z ważniejszych
spraw udało mi się załatwić jeszcze przed wyjazdem do Hiszpanii. No właśnie,
ten wyjazd… Z każdym dniem pojawia się coraz więcej wątpliwości i pytań, a czas
mojej podróży zbliża się nieuchronnie. Wszystko z tych ważniejszych spraw jest
już załatwione, bo Iker załatwił już Zosi miejsce w polskiej szkole. Jestem mu
z tego powodu bardzo wdzięczna, ale jestem też coraz bardziej rozbita kiedy o
tym wyjeździe myślę. Zosia mi dziś rano powiedziała, że jak wyjedziemy do
Hiszpanii to będzie fajnie, ale jak zostaniemy w Polsce to też nic się nie
stanie. Ona chce tylko zmienić szkołę i to już jej obiecałam i w tej kwestii
słowa dotrzymam. Nie wiem natomiast co z całą resztą. Bo nawet jeśli wyjedziemy
do Madrytu i uda nam się tam ułożyć życie na nowo, to przyjdzie kiedyś taki
dzień, że trzeba będzie wrócić do Polski i znów wszystko zaczynać od nowa. I
właśnie nie wiem czy w tym wszystkim jest jakiś sens. I tu na miejscu mogę
układać sobie życie bez Michała, nie muszę wyjeżdżać z kraju by być szczęśliwą.
Gdybym została, to na pewno wiele osób nie posiadałoby się ze szczęścia.
Chociażby Magda czy ze względu na kontakt z Zosią Michał. Już sama nie wiem co
robić. Mam totalny mętlik w głowie, a czas ucieka i nie można go zatrzymać.
Wiem jednak, że nie ma sensu się nikogo w tej sprawie radzić, bo to musi być
moja decyzja. Nie chcę nikogo obarczać winą za to, że czegoś w życiu nie
spróbowałam, nie zaryzykowałam. Nie chcę też mieć do nikogo pretensji o to, że
nie potrzebnie wyjechałam, że nie zostałam i nie walczyłam…
&&&&&
Siedziała
przy stole jak na szpilkach i czekała na gest ze strony Zbyszka. Na każde jego
odejście od stołu reagowała szybszym biciem serca i ogólnym podnieceniem.
Niestety Bartman nie pojawiał się z pierścionkiem i z każdą chwilą malała
szansa na to, że dzisiejszego dnia się jej oświadczy. Już sama nie wiedziała co
o tym wszystkim myśleć. Z jednej strony nie chciała wywierać na nim żadnej
presji, bo to nie w jej stylu, ale z drugiej strony przez te kilka ostatnich
dni zżyła się ze świadomością, że może już nie długo Zbyszek poczyni kroki w
kierunku sfinalizowania ich związku. Dziś jednak nic na to nie wskazywało.
Blondynka trochę się zdenerwowała na swoją naiwność, ale nie chciała dać tego
po sobie poznać. Zjedzone potrawy, choć jak zawsze pyszne w wykonaniu jej mamy,
stały jej w gardle. Wymuszony uśmiech został rozpoznany przez rodzicielkę, ale
szybko zbyła ją tekstem o bolącej głowie i temat jej samopoczucia został
zamknięty. Pani Pramek wydaje się być zachwyconą Zbyszkiem, a już na pewno nie
patrzy na niego tak jak na pierwszym rodzinnym obiedzie. Karolinka wędruje z
rąk do rąk, otoczona opieką zapatrzonych w nią dziadków. Takiej sytuacji Magda
nie chce marnować, dlatego podnosi się od stołu z zamiarem wyjścia na spacer.
-Idę
się przejść po starych śmieciach. Tak rzadko jestem w Warszawie.- każda ściema
jest dobra, byle tylko wyrwać się z domu i uspokoić nerwy. Magda nie
przewidziała jednak, że ktoś będzie chciał jej towarzyszyć. Zbyszek zaoferował
jej swoje towarzystwo, a w Magdę wstąpiły jakby nowe nadzieje na to, że może z
dala od rodziny, w pobliskim parku uklęknie przed nią i poprosi ją o rękę.
Zgodziła się więc na jego towarzystwo i zostawiając córkę w dobrych rękach,
wyszli na dwór. Spacerowali chodnikiem, trzymając się za ręce i uśmiechając do
siebie. Park był coraz bliżej, ale rozmowa coraz bardziej odbiegała od tematu
ich związku, bo Zibi zaczął rozmyślać o tym jak będą wyglądać tegoroczne
przygotowania do igrzysk jak i sama impreza docelowa. Im bliżej parku, tym
dalej w las jeśli chodzi o oświadczyny.
-Kochasz
ty mnie w ogóle Zbyszek?- Magda jak to Magda, co w sercu to i na języku.
Zbyszek nerwowo łapał powietrze po tym pytaniu, nie wiedząc skąd u blondynki
jakiekolwiek wątpliwości. Wydawało mu się, że kryzys i wszelkie niedomówienia
mają za sobą. Może i od czasu do czasu widział jeszcze niepewny wzrok Magdy,
kiedy temat niebezpiecznie zbliżał się w kierunku tamtej nocy spędzonej w
klubie, ale poza tym mógł powiedzieć, że wszystko między nimi układało się
pomyślnie. Zaczął nawet poważnie zastanawiać się nad tym, by w najbliższym
czasie poprosić Magdę o rękę. Czekał tylko na odpowiedni moment. Chciał, by
Magda tego dnia poczuła się wyjątkowo. Chciał by poczuła, że jest dla niego
najważniejsza i jedyna, dlatego nie chciał się oświadczać przy rodzicach w tle
świąt okolicznościowych, bo było to dla niego takie oklepane. Czuł, że Pramek
oczekuje od niego znacznie więcej, dlatego czekał na odpowiednią chwilę.
-Skąd
to pytanie kochanie? Myślałem, że każdego dnia wystarczająco pokazuje ci jak
ważna dla mnie jesteś.- miał tu na myśli ich codzienny rytuał całowania się na
„dzień dobry” oraz przy każdym wyjściu bez drugiej osoby. Zbyszek, jak tylko
miał chwilę czasu, wstępował do pobliskiej kwiaciarni przy ich bloku i kupował
dla blondynki czerwoną różę, a w porywach to nawet całe bukiety. Starał się też
pomagać w domowych obowiązkach na tyle, na ile mógł tylko sobie pozwolić. Był
przy niej i na każdym kroku dawał poznać po sobie, że jest dla niej oparciem i
robi wszystko, by przy nim czuła się bezpieczna i szczęśliwa. Może i rzadko
mówił słowo „kocham”, ale chyba jak większość mężczyzn, miał problemy z
wyrażaniem uczuć. Łatwiej mu jest na boisko krzyczeć ze złości wulgarne słowa,
niż przyjść do domu i powiedzieć kobiecie swojego życia jak jest dla niego
ważna i wyjątkowa. Zresztą Magda też jest typem kobiety, której nie podoba się
okazywanie sobie uczuć na pokaz i dla poklasku wśród znajomych czy kibiców.
-Nie
wiem sama, tak mnie jakoś naszło. Zapomnij o tym pytaniu i się nie przejmuj
moimi humorami. Chyba jakieś problemy z hormonami na horyzoncie i stąd to moje
dziwne zachowanie.- w tym momencie zapaliła się czerwona lampa w głowie
Bartmana, bo Magda jak tylko wspominała o wahaniach hormonalnych, to zawsze coś
ją gryzło i musiał zrobić wszystko, by to z niej wyciągnąć. Usiedli na jednej z
ławek, by trochę odpocząć.
-Madzia
mów mi szybko co się stało, bo przecież widzę, że coś jest nie tak…
-Nie
ma o czym mówić. Takie babskie humory…- blondynka cały czas szła w zaparte i
nie chciała się do niczego przyznać. Można powiedzieć, że trafił swój na swego,
bo i Zbyszek nie zamierzał jej odpuścić. Objął jej ciało ramieniem i do siebie
przytulił, by Magda nabrała pewności i zwierzyła mu się z tego co ją trapi.
-Dobra
Zbyszek powiem ci, choć będziesz się ze mnie śmiał. Wydawało mi się, że dziś
poprosisz mnie o rękę przy naszych rodzicach, ale nic takiego nie miało
miejsca. Wiem, że to w sumie jeszcze za wcześnie i nie mam prawa wywierać na
tobie presji, ale chciałeś żebym była z tobą szczera no to jestem.- po tych
słowach wyswobodziła się z uścisku Bartmana i usiadła na skraju ławki. Brunet
powstrzymał śmiech. On też myślał o tym, ale czekał na lepszy moment bo
wydawało mu się, że Magda jest taką kobietę, która lubi być zaskakiwana. Był
pewien, że takie oświadczyny przy rodzicach uzna za banalne, dlatego chciał
zrobić to w inny sposób. Okazuje się jednak, że Magda już nie liczy na
fajerwerki, ale na stabilizację i poczucie bezpieczeństwa. I to poniekąd trochę
zmartwiło Zbyszka, bo nie chciał, by ich życie z każdym dniem traciło swoją
barwę.
-I na
pewno chodzi tylko o to?- jego głos był rozbawiony, co nie umknęło blondynce i
było powodem wybuchu złości.
-Mówiłam,
że będziesz się śmiał?! Już nigdy więcej nic ci nie powiem!- wstała z ławki i
ruszyła w drogę powrotną, ale jej kondycja w porównaniu z tą Zbyszka była marna
i nie pozwalała na to, by mu uciec. Szybko ją dogonił, chwycił w ramiona i
okręcił wokół własnej osi.
-Kocham
cię wariatko! I nigdy więcej nie miej wątpliwości czy cię kocham, bo kocham
najbardziej na świecie! I mogę ci obiecać, że będziesz miała takie oświadczyny
o jakich inne mogłyby tylko pomarzyć.- jako gwarant swoich słów pocałował jej
usta, ale w takiej pozycji w jakiej się znajdowali to wcale nie było takie proste, dlatego postawił ją na
ziemi i dalej oddawali się tej przyjemności. Mijały ich spacerujące pary i całe
rodziny. Nikt nie powiedział, że stoją na środku i zakłócają ruch. Ich uszy
dochodził śmiech mężczyzn i słowa kobiet, wypowiadane z lekką nutą zazdrości.
Mogli im zazdrościć tego, że mają siebie. Stali cały czas w tym samym miejscu i
nawet nie zauważyli, że na niebie pojawiły się czarne chmury i zaczął padać w
deszcz. Kiedy Zbyszek poczuł kroplę wody na swoim policzku chciał zabrać Magdę
domu, ale ona uparcie stała i nie chciała się ruszyć.
-Zawsze
chciałam całować się ze swoim mężczyznom w strugach deszczu.- i teraz to ona
przejęła inicjatywę i pierwsza dorwała się do bartmanowych ust. Deszcz cały
czas wzmagał na sile. Jego krople spływały po ich twarzach. Tylko strach przed
przeziębieniem sprawił, że oderwali się od siebie i oparli czołami. Spojrzeli w
swoje oczy, przepełnione miłością i szczęściem, a potem zerwali się do szybkiej
ucieczki. Magda szybko wysiadła, a deszcz nie dawał za wygraną.
-Nie dam
rady!- ale Bartman dawał radę. Chwycił blondynkę w ramiona i z nią na rękach
pokonywał dalszą drogę. Na tym właśnie powinien polegać związek i oni taki
związek mieli nadzieję zbudować. Chcieli iść przez życie za rękę wzajemnie się
wspierając i dawać od siebie to, co najlepsze, a kiedy jednemu coś nie wyjdzie,
to podać mu dłoń i poprowadzić dalej. Dziś to Zbyszek prowadził Magdę, a jutro
role mogą się odwrócić i to on będzie potrzebował pomocy. Kiedyś oboju wydawało
się, że są samowystarczalni, a druga osoba na stałe nie jest im potrzebna.
Teraz mając siebie i wiedzą, że bardzo się mylili.
&&&&&
Witam! Ktoś mi powie dlaczego końcówki opowiadań zawsze wychodzą mi tak słodko? No, ale żebyście nie myśleli, że tak będzie już zawsze, to powiem w tajemnicy, że coś tam jeszcze dla Was szykuję. Otwarcie mówię, że nie wyobrażam sobie końca tego opowiadania i co będzie się działo po nim. Jak to dobrze, że wtedy będą święta, to człowiek znajdzie jakieś ukojenie, niekoniecznie alkoholowe :D
Chwalę się i mówię, że jutro Bełchatów powita moją skromną osobę :) Relacja zapewne przy okazji następnej notki. Może nawet jakieś zdjęcie? Śmiejcie się ze mnie, ale jadę tam polować na Winiara, nasycić się widokiem Alka i złapać jakieś pozytywne emocje związane z Bartmanem, choć na to moje opowiadanie jestem w stanie zawsze coś wytworzyć i mam nadzieję, że Wam się podoba. No chyba, że pan Zbyszek nie będzie miał litości dla mojej Skry to się na nim wyżyje tutaj...oczywiście żartuje ;) Niech wygra lepszy i koniec w tym temacie, nawet jeśli odpadająca Skra w ćwierćfinale to coś, o czym nie śniłam przed rozpoczęciem sezonu. To samo oczywiście tyczy się Sovii... Dobra nie smęcę już :D
Pozdrawiam i do napisania ;***