sobota, 30 marca 2013

EPILOG


30 lat później…

To musiało się tak skończyć. Widocznie było mi pisane zostać żoną Michała i urodzić mu 2 dzieci. Do 35 roku życia poświęciłam się całkowicie rodzinie. Najpierw urodził się Kacper, a rok później Marcelina. Chciałam tego i nie żałuję, że na mojej głowie Michał zostawiał dwójkę małych dzieci i wkraczającą w trudny etap Zosię. Wiedziałam, że wychowanie dwójki dzieci w podobnym wieku sprawi, że żadne nie będzie rozpuszczone. I myślę, że udało mi się ten cel osiągnąć. Nie mogę zapominać o wsparciu ze strony męża, bo robił co mógł, by pomagać mi w opiece na dziećmi. Nasz problem polegał na tym, że oboje byliśmy ambitni i chcieliśmy się rozwijać, ale pragnęliśmy mieć normalny dom i dużą rodzinę. Czy 5. osobą rodzinę można uznać za dużą? Nie mam pojęcia, ale na nasze siły ten format był zupełnie wystarczający. Gdy Marcelina była na tyle duża, by pójść do przedszkola, Michał właściwie kończył już karierę. Na rok zatrudniliśmy opiekunkę, a już później to szatyn przejął stery głowy rodziny. Ja wróciłam do pracy. Było mi ciężko i nie raz miałam myśl, by rzucić wszystko w diabły, ale wsparcie ze strony Michała i przyjaciół nie pozwoliło mi się poddać. Czy żałuję? Absolutnie nie. Dochodząc do 60.roku życia mogę powiedzieć, że spełniłam się. Spełniłam się jako żona, matka, ale też jako dziennikarz sportowy. Wróciłam znów do redakcji „Przeglądu Sportowego”, ale po przygodzie z telewizją podczas Igrzysk Olimpijskich w Londynie wiedziałam, że to właśnie w telewizji fajnie byłoby kontynuować dalszą pracę. Nie chciałam dostać posady przez protekcję Michała, ale myślę, że dzięki nazwisku Kubiak stacja Polsat Sport postanowiła zatrudnić mnie na stały etat. Przez pierwsze trzy lata pojawiałam się na szklanym ekranie w postaci siedzącej pani ze stosem kartek, informującej o wydarzeniach sportowych. Miałam też swój program w Polsat Sport. Zapraszałam raz w tygodniu do swojego studia znaną postać ze świata sportu i przeprowadzałam z nią wywiad, niekoniecznie dotyczący tylko dyscypliny przez nią uprawianej. Miałam pełne pole do popisu jeśli chodzi o zapraszanych gości. Chodziło tylko o to, by odcinki „ Sportowców od kuchni” miały dość wysoką oglądalność. Niejednokrotnie udało mi się zaskoczyć mojego przełożonego, gdy podstawiałam mu pod nos kolejne nazwiska. Oczywiście na kanapie w moim studio pojawił się Iker z żoną oraz Fernardo Torres ze swoją Ollalą. Nawet nie wiecie jak mi się śmiać chciało, gdy przepytywałam Madzię i Zbyszka. Przecież tę parę to akurat znałam od podszewki. Zadowolona „góra” po trzech latach postanowiła mnie awansować. Dalej miałam prowadzić swój program, ale też zasiąść za stolikiem komentatorskim meczów siatkówki. Płakałam ze szczęścia, gdy podpisywałam umowę na piękne 3 lata owocnej współpracy. Dawałam i nadal daje z siebie wszystko, bo już 18 rok siedzę ze słuchawkami na uszach i jako komentator sportowy przyglądam się karierze boiskowej dzieci naszych i przyjaciół, ale też i trenerce Michała i Zbyszka. Obie z Magdą miałyśmy nadzieję, że po zakończeniu pięknych karier przez naszych mężów już nigdy tabun kobiet nie będzie oglądał ich przed telewizorem czy na siatkarskiej hali. Problem polegał na tym, że obaj panowie po cichu marzyli o trenerce i kiedy nadarzyła się ku temu okazja, we dwójkę stanęli do konkursu. Wygrali go z wielkim animuszem, otrzymując możliwą do zdobycia ilość głosów. Pokonali z kretesem parę „Savani&Travica”. Chyba bym nie zniosła Dragana jako trenera naszej reprezentacji. Mój Misiek kolejny raz utarł mu nosa. Oficjalnie pierwszym trenerem był Zbyszek, ale panowie oboje doskonale się uzupełniali i śmiało można było powiedzieć, że każdy z nich ma po tyle samu udziału w sukcesach obecnej reprezentacji Polski. Pamiętacie drużynę narodową sprzed 30 lat? Nazwisko Kurek, Winiarski nikomu nie powinno być obce, bo właściciele tych nazwisk jak i pozostała reszta wpisali się złotymi zgłoskami w historię polskiego sportu. Teraz jest podobnie. Reproduktor Bartek siedzi teraz dumny jak paw na trybunach, otoczony zgrają wnuków i z dumą patrzy na trzech swoich synów, którzy stanowią trzon tej reprezentacji. My z Michałem i Magda ze Zbyszkiem mamy też swoje akcenty, bo nasz Kacper i ich Wojtuś także poszli siatkarską drogą i znaleźli uznanie w oczach… ojców-trenerów. Nie raz skarżył mi się mój synek kochany, że Michał nie stosuje wobec niego żadnej taryfy ulgowej, a nawet musi zasuwać więcej niż inni. Nie raz widziałam go kompletnie zmizerowanego w Spale po treningu, ale nie mogłam nic z robić. Wszyscy wiedzieliśmy, że ta sytuacja jest ciężka. Nie chcieliśmy słuchać, że Kapi dostał powołanie tylko ze względu na to, że trenerem jest jego ojciec i chrzestny. Nasz syn ciężko pracował na to powołanie i w pewnym momencie obaj panowie stwierdzili, że przyszedł ten czas, by się wreszcie pokazał szerszej publiczności. Kacper jest rozgrywającym. Michał we wczesnym okresie dzieciństwa sugerował, że swoje parametry spokojnie mógłby wykorzystać na ataku i przyjęciu, ale nie chciał go słuchać. Na razie był drugim rozgrywającym. Tyle razy powtarzałam Miśkowi, że kiedyś przyjdzie taki moment w którym będzie musiał wprowadzić Kacpra na boisko i nie będzie mógł myśleć o tym, że to jego syn. Szkoda tylko, że ja nie wzięłam sobie do serca jego złotych rad, bo teraz siedzę za stolikiem komentatorskim podczas Mistrzostw Świata i drżę o występ wchodzącego na boisko dziecka. Gdyby nie Krzysiek Ignaczak, to pewnie na wizji w tysiącach polskich domów brakłoby głosu. Boję się jak cholera, że Kacper nie udźwignie rangi tego spotkania. Kiedyś bałam się o Michała, teraz boje się o niego. Nie wiem czy jest to najrozsądniejszy pomysł. Stan meczu to 2:2 w setach i 12:10 dla Brazylii w tie-breaku. Znowu ta pieprzona Brazylia staje nam na drodze do raju. Igła właśnie wspomina o tym jak biliśmy się z nimi o złoty medal podczas Igrzysk Olimpijskich w Rio de Janeiro, a ja nerwowo zaciskam kciuki pod blatem naszego stolika. Kacper idzie na zagrywkę. Element, który zawsze był stabilnym punktem jego gry, ale czy można mówić o jakiejkolwiek stabilizacji w takim meczu i przy takim wyniku? To chyba tylko Zbyszek, Bartek czy Mariusz potrafili stawać za linią końcową boiska ze stoickim spokojem i posyłać armaty w kierunku rywali. Radzili sobie z nie taką presją, z tysiącami kibiców gotowymi ich poćwiartować za to, że wygrają z ich ulubioną drużyną. Dziś gdańska Ergo Arena jest całym sercem za tymi chłopaki i ściska mocno kciuki za zagrywkę Kacpra. Widzę jego skupienie na twarzy. On ma dopiero 22 lata i świadomość, że jego zepsuta zagrywka może zamknąć im drogę do marzeń o złotym medalu na własnym terenie. Gwizdek sędziego sygnalizuje, że zagrywka lada moment powinna mieć miejsce. Wysoko podrzuca sobie piłkę i serwuje z niewyobrażalną precyzją tuż przy linii bocznej boiska, nie dając szans brazylijskiemu przyjmującego na odbiór tego serwisu. Trybuny szaleją ze szczęścia, a ja czuję, że okupię to spotkanie zawałem serca lub co najmniej stanem przedzawałowym. Próbuje coś mówić do mikrofonu, ale nie wiem czy mówię składnie. Proszę po cichu Boga, by pozwolił zagrać mu jeszcze raz w podobny sposób. Wszystko wykonuje podobnie jak za pierwszym razem. Niestety źle uderza w piłkę i punkt zostaje zapisany po stronie przeciwnika. Dwa punkty do końca potężnym serwisem zdobywa brazylijski atakujący Garcia Lopez. Polska drużyna zostaje wicemistrzem świata. Znów przyszło nam przełknąć gorycz porażki. Nie bez przyczyny mówi się, że srebrny medalista jest zdecydowanie większym przegranym niż ten, który wywalczył brąz. Dziś tym młodym chłopakom wydaje się, że to koniec świata, bo na ich szyjach nie zawisną złote medale. Ale przecież to nie jest koniec świata. Za cztery lata kolejny czempionat, za rok kolejne mistrzostwa starego kontynentu. Oni mają jeszcze o co walczyć. Dziś nie udało im się pokonać fantastycznie przygotowanej do tego turnieju Brazylii, ale oni też nie powinni mieć sobie nic do zarzucenia. Wykonali kawał świetnej roboty, zgarnęli w tym roku pierwsze miejsce w Lidze Światowej. Dziś odbiorą srebrne medale, ale za cztery lata znów staną w walce o najwyższe cele. Na gorąco takie myśli przychodzi mi jako dziennikarzowi sportowemu i osobie próbującej zachować jak najwięcej obiektywizmu w swojej pracy. Kiedy podziękowałam kibicom za uwagę i Krzyśkowi za współpracę, mogłam zdjąć słuchawki. Teraz miałam do wykonania zadanie jako żona i matka. Muszę iść do moich dwóch mężczyzn i powiedzieć im, że bez względu na wszystko jestem z nich cholernie dumna. O ile Michała nie miał kto pocieszać, więc chętnie znalazł się w moich ramionach, o tyle Kacper znalazł pocieszenie. I to w nie byle jakich ramionach, bo do swojej piersi przytuliła go Ola, córka Magdy i Zbyszka. Gdzieś po cichu z Madzią snułyśmy plany na to, że ta dwójka prędzej czy później będzie razem, ale zobaczyć na własne oczy całującego się syna to jednak dla matki duże przeżycie. Powinnam być przyzwyczajona po tym ile amantów miała Zosia zanim doszła do wniosku, że z nikim nie będzie jej tak dobrze jak z Oliwierem Winiarskim. Nawet gdyby człowiek chciał się od tego wszystkiego oderwać i na chwilę zapomnieć o siatkówce to nie da się. Po pierwsze sama zajmuje się siatkówką, po drugie mąż trener, syn siatkarz, zięć siatkarz, teść siatkarz, przyjaciel trener. Nie ma mowy, by się od tego uwolnić, ale ja nawet nie chcę tego robić. To był ostatni mecz reprezentacji, a mi już zaczyna tego brakować i wiem, że będę usychać z tęsknoty zanim zacznie się następny sezon. Dziś jeszcze odbędzie się świętowanie w gdańskim klubie, a potem każdy wróci do swoich domów. Zosia zabierze Oliwiera i dzieciaki, by jutro zameldować się już we Włoszech, gdzie Winiarski kontynuuje tradycje rodzinne w drużynie z Trento. Magda i Zbyszek wrócą do Rzeszowa, gdzie będą odpoczywać i cieszyć się sobą, pomagając jednocześnie swoim dzieciom w dorosłym życiu. Ja z Michałem i Kacprem wrócimy do Warszawy, gdzie syn studiuje i jednocześnie gra w akademickim klubie razem z Wojtkiem. Bartman junior mieszka razem z nami, bo jak twierdzi Magda, odziedziczył charakter po ojcu i muszę pilnować, by nie oglądał się zbytnio za kobietami. Nie mam do końca pewnych informacji, ale są pewne przypuszczenia, że zakotwiczył na dłużej z uczuciami, więc to tylko kwestia czasu, gdy przyjdzie do mamusi i przedstawi jej przyszłą synową.
-Miał być złoty medal na naszą rocznicę ślubu…
-Mamy przed sobą jeszcze tyle czasu, że zdążysz zdobyć nie jeden medal. Najważniejsze, że jesteś przy mnie. Najważniejsze, że Magda jest ze Zbyszkiem. Wszystko się zmienia, ale my zawsze jesteśmy razem i możemy na siebie liczyć. To jest najważniejsze. Popełniliśmy tyle błędów, ale nigdy tego najważniejszego. Nie daliśmy zginąć miłości...
KONIEC.
Pożegnanie!
Witam! Niespodziewanie po raz ostatni już teraz, ale być może tak chciał los i nie ma sensu się z tym kłócić. Jak wiecie Niedziela Wielkanocna miała przynieść Notkę 55, a tydzień później miał się pojawić tu epilog. Pech chciał, że po raz kolejny sprzysięgły się na mnie rzeczy martwe- głównie mój znienawidzony pendrive. Owszem mogłam odtworzyć jakoś tę Notkę 55, ale przemyślałam to wszystko w poniedziałek i doszłam do wniosku, że skończę to tak jak jest. Nie chcę pisać o treści epilogu, bo wiem, że niektóre z Was zaczynają od mowy na końcu, więc nie chce nikomu zabierać frajdy z czytania. Jeśli komuś nasuwa się na myśl pytanie czy chciałam tak zakończyć swoje opowiadanie to powiem, że bywało różnie. Już tydzień temu zdradziłam, że obiecałam Melody co najmniej otwarte zakończenie, ale wiele razy myślałam, by się wyłamać. Dlaczego? Bo należę do takich osób, które łatwo ulegają emocjom. Nie mogę powiedzieć, że Zbyszek to taki siatkarz, którego zachowania biorę w ciemno i przyklaskuje im, bo tak nie jest. Pojawiła się myśl, by chociaż w opowiadaniu zagrać mu na nosie i zrobić na złość. To samo tyczy się też Pauliny. Powiem Wam, że nie ma chyba w moim otoczeniu takiej osoby, której mogłabym przypisać osobowość Pauliny. Nie chodzi o to, że dwa razy targnęła się na swoje życie. Nie znam takiej osoby, która byłaby tak słaba psychicznie i tak ciężko radziła sobie z niezbyt kolorową rzeczywistością. Otwarcie stwierdzam, że jej osoba mi nie wyszła i pewnie już do końca będę pluć sobie w brodę, że źle pokierowałam jej losami w pewnym momencie. Mam nadzieję jednak, że dało się to czytać i nie było widać zbyt mocno ponoszącej mnie wyobraźni, lubiącej naginać rzeczywistość.
Wspomniałam już o tej, której dedykowałam to opowiadanie. MELODY to taki mój dobry duch, który tak naprawdę pozwolił mi stawiać coraz bardziej śmielsze kroki w tym wszystkim. Już ona dobrze wie jaka ja byłam i nadal jestem zielona jeśli chodzi o te wszystkie aspekty techniczne związane z prowadzeniem bloga. Dla mnie zamontowanie szablonu i nagłówka na blogu było kosmosem, w którym nie mogłam się odnaleźć bez jej pomocy. Nie chodzi tylko o to. Przede wszystkim moja Madzia była zawsze przy mnie w tych prywatnych rozmowach i nieustannie dodawała otuchy, gdy miałam upadki i cieszyła się z moich wzlotów. Nie uważam siebie za osobą z ogromnym bagażem doświadczeń jeśli chodzi o ten blogowy świat, ale życzę wszystkim, którzy stawiają w nim pierwsze kroki, by na ich drodze pojawiła się taka MELODY  jaka pojawiła się na mojej. MADZIU- jesteś wielka i kocham cię za wszystko. Za rozmowy o blogach, ale i o siatkówce. Za nasze obgadywanie różnych spraw i wymianę poglądów. Za to, że rozumiesz mnie, kiedy nawijam o swojej Skrze, mimo że kibicujesz Resovii. Za twoje relacje na bieżąco, gdy nie mogę oglądać jakiegoś meczu. Za twoje instrukcji, kiedy siedzę na trybunie w Bełchatowie i nie mogę zlokalizować bartmanowej Asi. Za wszystko, wszystko, wszystko. Za to, że jesteś! :*
Poleciało trochę prywatą, ale to jeszcze nie koniec. Dziękuję Wam wszystkim moje drogie, które byłyście ze mną podczas trwania tego opowiadania. Wasza obecność i budujące komentarze sprawiały, że nawet jeśli było źle to znajdywałam w sobie tyle siły, by się nie poddać i dalej walczyć dla Was o to opowiadanie. Mam nadzieję, że nie zawiodłam, a jeśli tak to przepraszam. Jesteście wielkie! :*
Mam też małą prośbę. Jako że napisałam dla was 54 notki + epilog to liczę, że otrzymam kilka słów od tych, które czytały, ale nigdy się nie ujawniły. Myślę, że to nie dużo, a mi na pewno sprawi radość. Było Was dużo, bo właściwie codziennie na blogu było Was więcej niż 100 odwiedzających. Nie liczę na wszystkie, ale na te, dla których ta historia coś znaczyła. Dla mnie samej znaczyła bardzo dużo i nie wiem jak sobie poradzę bez tego, że za tydzień się już nie pojawię, ale takie jest właśnie życie.
Ściskam Was wszystkie bardzo mocno i pozdrawiam po raz ostatni :***
Wasza Paulinkaa
ps : A jeśli ktoś nie ma mnie jeszcze dość to zapraszam tutaj <klik>, gdzie pojawili się bohaterowie do czegoś nowego. Na razie planuje mały urlop od blogów, bo ten kosztował mnie dużo, ale jak już wszystko wróci do normy to pojawię się tam z pierwszym rozdziałem. Pojawiła się tam już zakładka " Informacja". Zdaję sobie sprawę, że opis bohaterów to ciut za mało, by ocenić czy będzie czytać opowiadanie, ale jeśli ktoś kupuje to opowiadanie w ciemno to byłabym wdzięczna, gdyby zostawił po sobie jakiś ślad ;)
A jeszcze tak z bieżących wydarzeń, to życzę Wam moje drogie Wesołych Świąt :***

sobota, 23 marca 2013

Notka 54


Euro, euro i po euro jak to się mówi. A przynajmniej dla niektórych drużyn ta impreza przeszła do historii. Na placu boju została już tylko Hiszpanii i Włochy, a miejscem ostatecznej rozgrywki jest stadion w Kijowie. Razem z Magdą, Matyldą, Zosią, Mateuszem i Kamilem siedzimy na trybunie przeznaczonej dla rodzin zawodników i czekamy na rozpoczęcie spotkania. Nie wyobrażam sobie, by wynik był inny niż korzystny dla drużyny mojego brata. No właśnie brat i cała hiszpańska rodzina. Na Ukrainę przyjechała mama Ikera. Pod koniec kwietnia zmarła babcia…nasza babcia. Moja mama pojechała na pogrzeb i tam pogodziła się z całą swoją rodziną. Jak sama mówiła z listu, który zostawiła po sobie zmarła można było wyczytać, że całą winę za to co się działo w naszej rodzinie bierze na siebie, bo to ona nie potrafiła zaakceptować sercowego wyboru mamy. Nie pozostawało nam nic innego jak tylko spróbować wybaczyć i postarać się poukładać rodzinne relacje na w miarę poprawne. Lody oczywiście między nami topiła Zosia, która właśnie siedzi na kolanach swojej cioci i zawzięcie coś tłumaczy jej po polsku nie zdając sobie sprawy, że kobieta nic z tego nie rozumie. Mimo wszystko widać, że z obu twarzy nie schodzi uśmiech, a to jest najważniejsze. Żałuję tylko, że nie ma z nami Michała i Zbyszka, ale oni mają zobowiązania względem reprezentacji i nie dało się nic zrobić, by mogli przyjechać z nami na Ukrainę. Sama Magda musiała się nieźle naprosić Anastasiego, by puścił ją na finały euro. Jak się później okazało, włoski szkoleniowiec po prostu jej zazdrościł.
-Dziś Ukraina, a za tydzień Sofia! I pomyśleć, że kiedyś jeździłam po Zbyszku jak po łysej kobyle, a teraz ściskam telefon jak głupia i czekam na jakąś wiadomość od niego. To nie jest normalne Paula, że można człowieka tak kochać, ale ja bez niego wariuję.- uśmiechnęłam się radości. Skąd ja to znam? Byłam przygotowana na to, że prędzej nadejdzie rozłąka między mną a Michałem, a usycham z tęsknoty jakby wyjechał niespodziewanie i to na koniec świata. W gruncie rzeczy z Ukrainy do Bułgarii wcale nie jest tak daleko i jakby mnie bardzo przypiliło, to mogłabym zapakować siebie i Zosię do samolotu i zameldować się w Sofii, ale muszę się przygotować na jeszcze dłuższe rozłąki, więc takie działanie nie miałoby sensu. Przed nami przecież zmagania olimpijskie i prawie miesięczna rozłąka, licząc ostatnie zgrupowanie w Spale i wyjazd do Londynu. Zośka to ma dobrze, bo skubana będzie mogła dopingować naszych chłopaków z trybun. Jak to możliwe? W połowie lipca wyrusza do Londynu, by uczestniczyć na ślubie Maćka z Anną, a potem zostaje tam na czas trwania Igrzysk Olimpijskich. Narzeczona Stacherskiego obiecała mi zająć się córką, bo jak mówiła, ma do wykorzystania zaległy urlop, tak więc cały czas będzie w domu. To znaczy nie cały czas, bo mój Michał załatwił im wejście na olimpijską halę. Nie może go dopingować dziewczyna, to przynajmniej będzie córka i jej biologiczny ojciec z rodziną. Nasza sytuacja rodzinna jest tak skomplikowana, że twórcy Mody na sukces nie powstydzili by się takim scenariuszem do kolejnej produkcji. W tym przypadku życie samo napisało scenariusz, ale jego obecne akty są całkiem przyjemne i na pewno są miłą odmianą od tego, co było. Na początku z Michałem przeprowadziliśmy szczerą rozmowę. Rozłożyliśmy nasz związek na czynniki pierwsze zastanawiając się, gdzie popełniliśmy błąd, że to wszystko poszło w nie tę stronę, w którą byśmy chcieli. Dużą część winy musiałam zapisać po swojej stronie, bo przecież to moja nieszczerość wobec Michała sprawiła, że pojawiły się niedomówienia i brak zaufania. Siatkarz także przyznał ze skruchą, że nie jest bez winy, bo jego uniesienie dumą kosztowało nas dużo. Wróciliśmy jeszcze raz do mojej próby samobójczej. Przypomniałam sobie jeszcze raz tamten dzień, żyletkę w ręku i świadomość, że krzywdzę najbliższych, ale jednocześnie nie widzę szans na to, by dalej istnieć na ziemskim padole. Wyjaśniłam szatynowi, że to tylko i wyłącznie moje tchórzostwo i brak chęci do życia sprawiły, że o mały włos nie znalazłam się na tamtym świecie. Zapewniłam także, że mój obecny stan psychiczny ma się całkiem dobrze. Teraz jestem czujna i kiedy tylko czuję, że na horyzoncie pojawiała się pogłębiający się dół, który może okazać się nie do przeskoczenia, sygnalizuję to najbliższym. Oczywiście mam też na uwadze, że nie mogę pozwolić, by moje życie przysłoniło życie Magdy i jej rodziny. Michał opowiedział mi o tym jak to się stało, że u jego boku pojawiła się Sandra. Bez ogródek przyznał, że chciał jej osobą zapełnić pustkę po mnie, ale nie udało mu się tu zupełnie. Nawet podczas cielesnych uniesień to ja dzierżyłam jego myśli, a przede wszystkim serce. Los Marat trochę mnie niepokoił, ale jak mówiła Pramek Patrycja, blondynka trzyma się całkiem nieźle i stara zapomnieć o tym, że przez chwilę miała szansę na to, by być szczęśliwą u boku Kubiaka. Jak mówią nasi znajomi, my tylko razem możemy być szczęśliwi, a pojedynkę nie jest w stanie zapewnić szczęścia sobie i nikomu innemu. Nie tylko mi i Miśkowi zaczęło się układać. Od Matyldy i Kamila także bije szczęście. Na ich drodze także pojawiały się problemy, zwłaszcza w momencie, gdy Jaskóła był uczestnikiem programy You Can Dance. W trakcie jego trwania pojawiła się realna szansa na to, że Kamil może dostać przepustkę do jednej z najlepszych szkół tańca na świecie w USA. Jachlewska dopingowała jego poczynania na parkiecie, a on nie chciał jej zostawić i oświadczył, że nawet jeśli wygra program, to zrezygnuje z tej nagrody, biorąc wyłącznie czek w wysokości 100 tys. złoty. Matylda w ogóle nie chciała o tym słuchać. Nie wyobrażała sobie, że dla niej tancerz zrezygnuje z własnego rozwoju. Suma summarum ich dylematy rozwiązały się samoistnie, bo nagroda główna padła łupem kogo innego. Z racji udziału w programie, Kamil musiał prosić o możliwość napisania dwóch egzaminów maturalnych w czerwcu i na całe szczęście Centralna Komisja Egzaminacyjna pozwoliła na taki manewr. Teraz już i on i Matylda byli po maturze. Jutro o tej porze będą byczyć się już na Majorce. Wybierają się na wakacje razem z Matuszem i…tajemniczą Wiolą, której piłkarz ręczny nam jeszcze nie przedstawił, ale obiecał nadrobić przy najbliższej okazji. Nie przyznawałam się do tego nikomu, sam Mateusz pewnie też się pewnie nie chwalił, ale Mr. Jachlewski to swego czasu pisał do mnie dość znaczne ilości smsów ,jasno dając mi do zrozumienia… teraz sama właśnie nie wiem co. W pierwszym momencie pomyślałam, że chce wykorzystać sytuacje i pocieszyć mnie po tej sytuacji z Michałem. Potem jednak zaczął mi nawijać o tym, że w jego życiu pojawiła się Wiola i to chyba ona jest tą, na którą czekał. Powiem szczerze, że chłopak jest naprawdę zmienny i całe szczęście, że nie zdążyłam się przyzwyczaić do myśli, że my w przyszłości moglibyśmy się do siebie zbliżyć. To trochę zabawne, że najpierw na wokandzie była Magda, którą sprzed nosa sprzątnął mu do Zbyszek. Potem śmielej myślał o mnie, a ja wróciłam do Michała. Na dobrą sprawę to Mateusz powinien obrazić się na przyjaciół się od nich odwrócić, ale to nie ten typ człowieka. Zaraz po tym jak mu powiedziałam o naszym powrocie do siebie, to serdecznie nam pogratulował i życzył dużo większej ilości szczęścia niż za pierwszym razem. Jestem przekonana, że razem z Kubiakiem będziemy robić wszystko, by czerpać radość z najmniejszych rzeczy, mówić sobie o wszystkich, a co najważniejsze, kochać się na śmierć i życie. Do końca świata i o jeden dzień dłużej. Do grobowej deski, do…
-Ziemia do Pauliny! Hiszpania wygrywa!- no rzeczywiście! Odpłynęłam myślami i dość pobieżnie śledziłam wydarzenia na boisku, a już całkiem przegapiłam fakt, w którym David Silva otworzył wynik i w 14. minucie otworzył wynik finałowego spotkania. Miałam to szczęście, że chłopaki z Hiszpanii zaserwowali nam jeszcze niejedną akcję bramkową, a wśród nich trzy, które znalazły drogę do bramki. Na listę strzelców wpisał się jeszcze Jordi Alba, Fernardo Torres( moja miłość tak nawiasem, ale Michał nie może się o tym dowiedzieć) i na dwie minuty przed końcem meczu Juan Mata. Po regulaminowym czasie gry i trzech minutach dogrywki mój brat tonął w objęciach kolegów z drużyny, a jego oblicze skąpane było w łzach szczęścia. Mieliśmy razem z dziewczyny i Kamilem to szczęście, że siedzieliśmy dość blisko murawy boiska i nie było dla nas problemem znalezienie się w ekspresowym tempie przy Ikerze. Plakietka powieszona na szyi z napisem V.I.P robiła swoje. Brat utonął na początku w objęciach swojej mamy. Potem pięknego zwycięstwa pogratulowała mu Magda, Matylda i Kamil. Na końcu zostałam ja z Zosią.
*-Felicitaciones por ganar el tío!
-Czy przez ostatnie dwa tygodnie Zosia zdążyła nauczyć się hiszpańskiego czy przeoczyłem to już wcześniej?- nic nie przeoczył. Moja córka doskonale wiedziała, że Hiszpania jest murowanym faworytem do zwycięstwa i kazała się nauczyć jednego hiszpańskiego zwrotu, którym będzie mogła pogratulować wujkowi zwycięstwa. Nie przypuszczałam jednak, że wyskoczy do niego z nim zaraz po meczu. Jak widać nie doceniam swojego dziecka choć wiem, że jeszcze pewnie nie jednokrotnie zaskoczy mnie swoją mądrością i inteligencją.
-Wiedziała, że wygracie. Ja zresztą też. Gratulacje braciszku!- przytuliłam go do siebie mocno, a on pocałował mnie w czoło. No normalnie poczułam się jak małe dziecko, ale to nie był najsłodszy obrazek tego wieczoru. Istną słodyczą były wydarzenia rozgrywające się na murawie z inicjatywy Torresa, który najpierw wniósł na nią swoje dzieci, a potem już wokół niego zgromadziły się wszystkie pociechy piłkarzy. Nawet moją Zosię Iker chciał wnieść na boisko, ale ta stwierdziła, że średnio ma ochotę obrzucać się konfetti.
-To takie dziecinne…- powiedziała i wróciła do Magdy na trybunę. Ja dalej wpatrywałam się w boisku i ze smutkiem musiałam przyznać, że Torres wyrządził mi największą zbrodnię, jaką można wyrządzić zakochanej w swoim idolu kobiecie. Bezpardonowo na moich oczach zaczął całować swoją żonę. No po prostu nie wiem jak on mógł mi to zrobić! Oczywiście w tym momencie żartuję. Dziewczęca fascynacja sportowcami minęła mi w dniu, w którym na swoich wargach poczułam usta swojego prywatnego sportowca. I niech sobie Torresowie nie myślą, że tylko oni w rodzinny sposób będą celebrować zwycięstwa, bo ja też będę jeździć za Michałem i trzymać za niego kciuki. Po wygranych meczach będę schodzić do niego na parkiet i gratulować zwycięstwa, a po przegranych pocieszać i zapewniać, że następnym razem na pewno będzie lepiej…

&&&&&

Polscy siatkarze szli jak burza przez wszystkie mecze, jakie rozgrywali od rozpoczęcia finałowego turnieju Ligi Światowej, aż do ostatniego meczu memoriału w Zielonej Górze. Mecz niedzielny miał być ostatnim, oficjalnym pojedynkiem biało-czerwonych przed polską publicznością na tydzień przed rozpoczęciem Igrzysk Olimpijskich w Londynie. Magda na własnej skórze odczuła, co to znaczy presja wyniku i jak wiele wymaga się od polskich siatkarzy. Przede wszystkim wzrosło zdecydowanie zainteresowanie zawodnikami drużyny Andrei Anastasiego. Blondynka miała pełne ręce roboty jeśli chodzi o tłumaczenia i kontakty z prasą, bo polska reprezentacja budziła spore zainteresowanie także poza granicami kraju, gdzie stawiano ją jako jedną z drużyn pretendujących do złotego medalu olimpijskiego czempionatu. Chłopaki starali się nie obiecywać zbyt wiele, bo łatwo jest zagwarantować złoty medal. O wiele trudniej potem wytłumaczyć dlaczego go zabrakło na ich szyjach. Polscy siatkarze zdecydowanie rozbudzili kibicom siatkówki apetyty swoją kapitalną grą w Sofii. Na bułgarskich parkietach nie mieli sobie równych. Skoro kibice piłki nożnej liczyli na cud podczas euro, to kibice siatkówki powinni spać spokojnie, bo gra ich ulubieńców napawa optymizmem i pozwala liczyć na piękne chwile polskiego sportu w Londynie. Niedzielny mecz z Argentyną przebiegał pod dyktando polskich graczy. Wszystko wskazywało na to, że trzeci set będzie ostatnim w pojedynku z drużyną z Ameryki Południowej. Oba zespoły zeszły na drugą przerwę techniczną. Jeden z nich nie udał poszedł słuchać uwag ze strony trenera. Szybkim krokiem udał się w stronę Marka Magiery i przejął od niego mikrofon. Nieświadoma Magda zorientowała się dopiero wtedy, gdy usłyszała w głośnikach swoje imię. Wychyliła głowę i zorientowała się co się dzieje. Wtedy Zbyszek już szedł w jej kierunku z bukietem czerwonych róż. Trybuny zamarły, czekając na rozwój dalszych wydarzeń. Zawodnicy obu drużyn tak jakby na chwilę zapomnieli, że toczą ze sobą bój na boisku. Wszyscy zebrani na hali jak jeden mąż czekali na dalszy rozwój wydarzeń. A wydarzenia nie mogły toczyć się inaczej. Zibi ujął dłoń Magdy i wyprowadził zza band reklamowych. Kiedy stała już przed nim, uklęknął przed nią i wyciągnął z kieszeni czerwone pudełeczko. Przypomniała sobie ich rozmowę na temat oświadczyn i to, jak Zbyszek mówił, że nie zapomni tego dnia do końca życia. Teraz już wie, że miał rację. Na oczach tysięcy kibiców polskie siatkówki mężczyzna jej życia prosi ją o rękę. Nigdy nie lubiła okazywania uczuć na pokaz, ale dziś przestało to mieć dla niej znaczenie. Liczyła się tylko ona i on. Siatkówka połączyła ich rok temu w maju. Ona zaczynała pracę w reprezentacji, a on był jest zawodnikiem. Początku nie mieli najlepszego, ale przecież kiedyś ktoś mądry powiedział, że nie ważne jak się zaczyna, ale jak się kończy. A oni skończą przed ołtarzem bo na pytanie Zbyszka:
-Czy zostaniesz moją żoną kochanie?- Magda odpowiedziała:
-Tak!- zaraz po tym jak na jej palcu zabłysnął zaręczynowy pierścionek<klik>, blondynka pocałowała namiętnie wstającego z kolan Zbyszka. Hala zawrzała od gromkich braw, Marek Magiera puścił znaną wszystkim melodię weselną „Gorzka wódka…”. Nikt nie musiał ich do tego zachęcać dwa razy. Przerwa techniczna pierwszy raz trwała tak długo, ale wszyscy odpowiedzialni za porządek podczas meczu wiedzieli, że Bartman planuje oświadczyny. Trudno po takich wydarzeniach jest wrócić do meczowego rytmu, ale podczas trwania towarzyskiego turnieju, można sobie pozwolić na odrobinę odstępstw. Jutrzejszego dnia prasa napisze, że Polska reprezentacja wygrała Memoriał Huberta Jerzego Wagnera i, że wkrótce przybędzie małżeńskich par. Falę oświadczyn zapoczątkował Bartek, który oświadczył się Kasi w Sofii. Dziś na odwagę zdobył się Zbyszek. Tylko czekać, kiedy na taki sam krok zdecyduje się Michał…
… po zakończonym meczu przyszedł czas na kolejne porcje gratulacji. Do rozpromienionych szczęściem narzeczonych przyszła delegacja na czele z Conte i De Ceco i złożyła Magdzie i Zbyszkowi serdeczne życzenia. A potem przyszedł czas na „rodzime” podwórko. Zaczął Andrea, a potem to już poszło. Cichy zaoferował się do opieki nad potomstwem, które znając Zbyszka, na pewno nie długi się pojawi. Możdżonek był pewien obaw, że teraz już Magda na pewno zrezygnuje z pracy w kadrze, a wtedy skończy się cerowanie porwanych koszulek treningowych.
-A tak na poważnie to wszyscy życzymy wam wszystkiego najlepszego i mamy nadzieję, że wszyscy wspólnie zatańczymy na waszym weselu!- Igła oczywiście dorwał się kamery i zaczął uwieczniać wydarzenia. Kiedy tylko wspomniał o tańcu na weselu, oddał kamerę Kubie Jaroszowi, a sam kokieteryjnie spojrzał w stronę Ziomka i zaczął z nim tańczyć. Śmiechu było co nie miara, a to dobrze wróżyło przyszłemu małżeństwo. Oboje będą mieli poczucie, że mają wokół siebie znajomych, którzy dopingują ich mocno i trzymają kciuki z całych sił. Bo nawet nie udzielający się towarzysko Paweł Zagumny już potwierdził swoją obecność na weselu, a Winiarski przyobiecał, że zagra im coś na gitarze, a jak twierdzi, dawno tego nie robił i wyszedł zupełnie z wprawy. Wśród wszystkich najbardziej zadowoleni ze szczęścia Magdy i Zbyszka byli Paulina i Michał. Oni są i zawsze będą nich najbliżej. Zawsze pomogą i zawsze będą wspierać. Bo na tym właśnie polega przyjaźń, by nie odwrócić się od siebie, gdy pojawią się problemy. Wszyscy popełnili błędy, ale mogli je zapisać po stronie tych, które wybacza się osobą niedoświadczonym. Żadne z nich nie może powiedzieć, że nie ma nic za uszami, ale w porę potrafili przyznać się do błędów, które mogłoby ich kosztować utratę szczęścia. Szczęścia, które są w stanie sobie zagwarantować działając tylko w duetach. Paulina nic nie znaczy bez Michała, tak samo jak i on bez niej. Magda bez Zbyszka nie potrafi normalnie funkcjonować, a i on bez niej już nie potrafi odnaleźć się w świecie. Wzajemnie są dla siebie definicją szczęścia i dobrze, że w porę się o tym przekonali…

&&&&&
Witam! Jeszcze dwa razy się z Wami pożegnam i koniec. Wierzyć mi się nie chce, że dotrwałam do szczęśliwego końca, ale jest to nieuchronne. Za szczęśliwe zakończenie podziękowania należą się Melody, bo zagroziła mi, że jeśli skończę to tragicznie, to ona skończy swoją działalność w blogowym świecie. Same przyznacie, że  nie mogłam do tego dopuścić. Powoli chyba szykuję się do pisania zakończenia i stąd moje ckliwe słowa :)
Do zobaczenia za tydzień ;D
Pozdrawiam i do napisania ;***
ps : Kto się spodziewał takiego zakończenia ? ;)

sobota, 16 marca 2013

Notka 53


Poszłam wtedy dzień po poniedziałku wielkanocnym, by odwiedzić Edytę w szpitalu i... nie żałuję. Od mojej pierwszej wizyty minęły już dwa tygodnie, a ja cały czas mam z nią kontakt, cały czas o niej myślę. Śmiało mogę powiedzieć, że odkrywam tę dziewczynę na nowo, a opinia wyrobiona na jej temat w szkole odchodzi powoli do lamusa. Oczywiście to nie jest tak, że wszystko jej zapomniałam. Kiedy zobaczyłam ją pierwszy raz na szpitalnym łóżku, bez makijażu i ze zmęczoną twarzą, poczułam odrobinę satysfakcji. Byłam zdania, że właśnie teraz podczas choroby Lewicka przekonuje się, że życie nie zawsze będzie szło pod jej dyktando i nie zawsze będzie piękna i młoda. Nie zawsze będzie samodzielna. Zapytałam ją wtedy z cynicznym uśmiechem gdzie są jej przyjaciółki i tabun fanów, od których nie mogła się opędzić. Co mi odpowiedziała? Nic. Odwróciła głowę, a ja widziałam łzę spływającą z jej policzka. Wtedy spasowałam i dokładniej zagłębiłam się w życie Edyty. Wcale nie było takie kolorowe jak mi się wydawało. No, ale co mogłam myśleć o dziewczynie, która w szkole uchodziła za wyznacznik mody,  była w centrum uwagi i wydawała się być panią swojego losu? Byłam przekonana, że jej rodzina żyje dostatnie i Lewickiej niczego nie brakuje. A jej zabrakło i to rzeczy najważniejsze, bo miłości ze strony rodziców. Nie mówię, że wybaczyłam jej wszystko, co mi wyrządziła, ale starałam zrozumieć powódki jakimi się kierowała. Może i byłam naiwna, ale chciałam dać jej szansę. Dzwoniłam do niej, pytałam co u niej, a kiedy ona potrzebowała rozmowy, to kontaktowała się ze mną pierwsza. Ze względu na Zosię nie mogłam być cały czas w Warszawie. Szatynka nie wymagała tego ode mnie. I tak była mi wdzięczna za to, że mimo tylu przykrości jakich doświadczyłam z jej strony, otrzymała ode mnie pomoc. Spodziewać się tego nie mogła, bo ja sama w życiu bym nie pomyślała, że będę chciała jej pomóc. Mam to szczęście, że mam na swoim koncie jakieś oszczędności, które pozwalają mi przetrwać czas bez pracy. Pewnie nie byłabym siostrą miłosierdzia, gdybym musiała zastanawiać co zrobię gdy pewnego dnia braknie mi pieniędzy na utrzymanie córki i siebie. Nie mogę też zapominać, że gdyby nie pomoc Magdy i Zbyszka, to teraz albo byłabym w Warszawie i przenosiła Zosię ze szkoły do szkoły w środku roku albo musiała szukać jakiejś pracy i mieszkania w Jastrzębiu, co na pewno nie byłaby łatwą sprawą. Mogę też liczyć na Michała i jego pomoc jeśli chodzi o opiekę nad córą. Dziś szatyn miał zabrać ją ze szkoły, potem pójść na miasto, a na koniec przypilnować, by wykonała pracę domową. Zosia jest dobrą uczennicą i nauka nie sprawia jej większych problemów, ale z systematycznością u niej ciężko. W ostatniej telefonicznej rozmowie z Maćkiem doszliśmy do wniosku, że lenistwo Zośka odziedziczyła po nim. Pochwalę się też, że mam z nim za sobą  poważną rozmowę na temat tego, z czym przyszła do mnie Anna jakiś czas temu. Oczywiście nie powiedziałam mu tej rozmowie, ale dość wyraźnie zasugerowałam, że nie może zaniedbywać narzeczonej, bo to z nią zamierza założyć rodzinę. Sam przyznał, że w pewnym momencie mocno się pogubił. Świadomość posiadania dziecka sprawiła, że chciał być przy niej obecny tak często jak to tylko możliwe nie zauważając, że rani swoim zachowaniem Anię. Kiedy dziękował mi za tę rozmowę uświadomiłam sobie, że robię wszystko by pomagać szczęściu innych, a nic nie robię w kierunku bym to ja była szczęśliwa. Tłumaczę to sobie tym, że w dotychczasowym życiu wyczerpałam już pokłady egoizmu i teraz już nie powinnam myśleć o sobie. Oczywiście za swój tok myślenia zostałam ochrzaniona przez Magdę. Usłyszałam też kilka słów na temat mojego przeznaczenia, jakim według niej jest życie u boku Michała. Nie wiem ile razy będę jeszcze powtarzać, że ja i Kubiak to przeszłość, ale widocznie dotąd, aż blondynka zrozumie, że w naszym przypadku przeznaczenie nie znajdzie drogi do szczęścia. Osobiście cieszę się, że między nami są jakieś w miarę normalne relacje, a co najważniejsze na tym całym zawirowaniu nie ucierpiały relacje siatkarza z Zosią. Muszę powiedzieć, że to przede wszystkim zasługa Michała, bo mam wrażenie, że on stara się jeszcze bardziej niż przedtem. Zbyszek powiedział mi ostatnio, że on chce na zapas nacieszyć się małą szatynką bo boi się, że po wyjeździe ich kontakt będzie mocno ograniczony. Zosia jeszcze głośno o tym nie mówi, ale pewnie też będzie za nim tęsknić. Liczę na to, że łatwość z jaką przychodzi jej aklimatyzowanie się w nowych miejscach sprawi, że w Madrycie będzie potrafiła funkcjonować na miarę hiszpańskich możliwości. Godzina 17, którą właśnie wskazuje tarcza zegara w salonie Bartmanów sprawia, że podnoszę swoje cztery litery z kanapy i ruszam do mieszkania Michała, by odebrać od niego córkę. Tak się umówiliśmy. Pukam do jego drzwi i szybko po ich stronie pojawia się…Sandra. Gdybym powiedziała, że nie jestem w szoku, to skłamałabym. Widok blondynki w mieszkaniu byłego chłopaka i świadomość, że dosłownie kilka chwil temu ona, Zosia i Kubiak wyglądali jak rodzina sprawiła, że w okolicach serca poczułam intensywne ukucie. Dopóki będę blisko niego i będę widziała jak stara się budować swoją przyszłość z Marat, nigdy nie zapanuje nad pojawiającym się bólem. Zawsze go czuje uświadamiając sobie, że Michał nie należy już do mnie. Kiedy mówiłam mu prosto w twarz, że go nie kocham myślałam, że to najlepsze rozwiązanie z możliwych. Po wielu nieprzespanych i przepłakanych nocach czułam, że to co się wydarzyło już zawsze będzie stać między nami i nigdy nie będziemy potrafili zacząć od zera.  Mając za świadectwo perypetie Magdy i Zbyszka wiem, że ryzyko się opłaci, ale na nie jest już zdecydowanie za późno. Miałam szanse na szczęście u boku Michała, ale ją straciłam i nie chcę, by Sandra przechodziła przez to z mojego powodu. Któraś z nas nie może być szczęśliwa u jego i boku i to raczej będę ja. Mam nadzieję, że wyjazd do Hiszpanii pozwoli mi to zrozumieć i wcielić w życie.
-Mama!- Zosia kiedy tylko mnie widzi przybiega i rzuca się na szyję. Chcę ją ubrać i zabrać do mieszkania przyjaciół, ale ona ma inny pomysł.
-Choć zobaczysz co razem z tatą narysowałam dla ciebie!- jej oczy śmiejące się w moją stronę sprawiają, że nie mam wyboru. Stawiam ją na ziemi i razem z nią idę do salonu Michała. Siedzi na kanapie i wpatruje się we mnie w taki sposób, że pocą mi się ręce, a każdy krok sprawia olbrzymią trudność. Podchodzę niepewnie do ławy, gdzie leży wspomniany przez moje dziecko rysunek i delikatnie się uśmiecham.
-Tatuś obiecał, że oprawi mi to ładnie i będziesz mogła to powiesić w mieszkaniu wujka Irka. Muszę już się zbierać tatusiu, ale jutro spotykamy się na placu zabaw. Pamiętasz?- obiecaliśmy jej oboje, że razem w niedzielne popołudnie pójdziemy z nią na plac zabaw. Mała była wniebowzięta, a ja kompletnie nie wiedziałam jak mam się tam zachowywać, o czym z nim rozmawiać. Widok żegnającej się Zosi z Michałem sprawia, że z trudem powstrzymuje łzy. Uwiesiła się jego szyi, a on tuli ją do siebie tak mocno, z jakimś nieokreślonym bólem na twarzy. Czyżby to świadomość, że wraz z naszym wyjazdem wszystko się skończy? Sama już nie wiem.
-A wy się nie pożegnacie? W filmach zawsze wszyscy żegnają się całuskiem w policzek.- tym zdaniem Zosia sprawia, że już na całym ciele czuje niekontrolowaną falę potu. Niby to tylko niewinny buziak w policzek, którym obdarzam Zbyszka czy Maćka, ale to jednak nie jest to samo. To jest zbliżenie się do Kubiaka, czucie jego blisko, jego oddechu na swojej twarzy. Ponaglające spojrzenia Zosi sprawiają, że oboje decydujemy się na ten ruch w tym samym czasie. Moje usta nie spotkały się z jego policzkiem, ale miękkimi wargami, które tak pragnęłam całować. Nie trwało to wszystko zbyt długo, ale wystarczająco, by przyjemny dreszcz przeszedł moje ciało, od małego palca u nogi po czubek głowy. Nie wiem co by się wydarzyło, gdyby w korytarzu nie pojawiła się Marat ze wzburzoną miną i skubiąca mnie za rękaw Zosia. Przez te ułamki sekund poczułam, że cała miłość do Michała wraca do mnie ze zdwojoną siłą i żadne próby jej powstrzymania nie mają racji bytu. Jedynie ucieczka z tamtego miejsca sprawia, że powoli dochodzę do siebie. Nawet nie wiem w jaki sposób pokonałam schody do mieszkania Magdy i Zbyszka i co mówiła do mnie Zosia. Wiem tylko tyle, że nie powinno się wydarzyć, bo to na nowo rozdrapuje rany. Rany, które tak bardzo chcę, by wreszcie się zabliźniały i nie infekowały całego ciała. Bo na chwilę obecną jestem zdolna wrócić do jego mieszkania i powiedzieć, że wcale nie przestałam go kochać…

&&&&&

Poczuła, że jest niepotrzebna. Zdała sobie sprawę, że była pocieszeniem. Widząc wzrok Michała z jakim patrzył na Paulinę i ich zachowaniem podczas pocałunku nie mogła nie zauważyć, że tę dwójkę nadal coś jeszcze łączy. Nigdy Kubiak nie patrzył na nią z takim pożądaniem jak na szatynkę. Patrycja miała rację mówiąc, że ta miłość nie zgasła i prawdopodobnie nigdy nie zgaśnie. Zaraz po wyjściu Witek Sandra zabrała swój płaszcz i wybiegła z jego mieszkania ze łzami w oczach. Nie liczyła na to, że siatkarz popędzi za nią, ale nieoczekiwanie zrobił to. Złapał ją za rękę i patrzył w jej zapłakaną twarz. Co czuł? Nie miała pojęcia. Ona zaś czuła ogromny żal w momencie kiedy trzymał ją w ramionach. Powinna się cieszyć, ale nie potrafiła. Ten gest to tak jakby wstęp przed tym, co zapewne zaraz usłyszy z ust Michała. Mogła snuć plany na ich wspólną słyszą, ale dziś już nie może mieć złudzeń. W tym przypadku nie ma szans na związek oparty na wzajemnej miłości. Mit Pauliny zawsze będzie obecny w życiu Kubiaka i nawet jeśli oni nie są razem, to właśnie szatynka jest pierwszą osobą o której myśli kiedy wstaje i ostatnią kiedy kładzie się spać. Ona nie ma szans wejść na pierwsze miejsce piedestału jego serca. Naiwność i dziewczęce marzenia sprawiły, że pogubiła się w tym wszystkim. Michał na dobrą sprawę nie powiedział jej ani jednego słowa na którym mogłaby oprzeć ich wspólną przyszłość. Sama dośpiewała sobie wszystko i dziś jej marzenia legły w gruzach. Książę z bajki jakim dla Sandry był Kubiak nie ma ochoty patrzeć w jej okno i z nią galopować przez życie na białym koniu.
-Sandra przepraszam. Powinienem już dawno ci powiedzieć, że to jest między nami nie ma sensu. Dałem ci niepotrzebną nadzieję i jest mi cholernie wstyd z tego powodu, ale my nigdy nie będziemy razem…- chce ją przytulić raz jeszcze, ale już nie pozwala mu na to. Nie chce po raz kolejny czuć jego perfum od których się uzależniła, nie chce patrzeć w tęczówki w których najchętniej zamknęłaby cały swój świat i nie wpuściła do niego nikogo, kto mógłby zagrozić jej szczęściu. Nawet nie patrząc w jego oczy ucieka, zostawiając Michała samego na środku chodnika. A co na to wszystko Kubiak? Jest na siebie wściekły, że ktoś przez niego cierpi. To wszystko dlatego, że nie potrafi spojrzeć na żadną dziewczynę, by nie przyrównać jej do Paulina. Witek wygrywa we wszystkich konkurencjach, a przede wszystkim wygrywa w jego sercu. Pozwolił by ktoś go pokochał, sam nie dając od siebie w zamian nic oprócz kilku upojnych nocy, w których i tak zawsze myślał o Paulinie. Dzisiejszy pocałunek sprawił, że przypomniał sobie wszystkie wspaniałe chwile, które ich łączyły. Musi coś zrobić, by to naprawić. Nie było sensu czekać na lepszą okazję, bo zanim się zdecyduje i znajdzie w sobie wystarczającą ilość odwagi, to Witek spakuje walizki i razem z Zosią wyjedzie do Hiszpanii. Poważna rozmowa odbędzie się jeszcze dzisiaj. Dosyć szybko znalazł się pod drzwiami mieszkania przyjaciół. Otworzyła mu Zosia.
-Już się tatusiu stęskniłeś?- podniósł ją i przytulił do siebie. Pojawiła się też Paulina. Miała podobny wyraz twarzy do Marat i też to on był powodem. Postawił Zosię na podłodze i pocałował w czubek głowy.
-Żabko pójdziesz do pokoju? Chciałbym porozmawiać z mamusią.- dziewczynka posłusznie wykonuje jego prośbę. Zdziwiona Paulina ociera łzy i patrzy Kubiakowi prosto w oczy. Chce coś powiedzieć, ale siatkarz jej to skutecznie uniemożliwia. Przyciąga ją do siebie i zachłannie całuje. To już nie jest niewinnie zainicjowany pocałunek, który wydarzył się kilka chwil wcześniej. To już pełen namiętności i nagromadzonych emocji wyraz ich uczucia. Obopólnego uczucia. Może i z początku szatynka była oszołomiona i nie wiedziała co się dzieje, ale szybko jej bezradność przebiło pożądanie ust Michała. Zosia na całe szczęście nie wychodziła z pokoju, więc stali tak na środku korytarza nie mogąc skończyć. Tyle czasu byli tak blisko siebie, a mimo wszystko tak daleko.
-Ja już tak dłużej nie potrafię Paulina. My musimy spróbować przypomnieć sobie jak dobrze nam było i odbudować to, co straciliśmy przez naszą dumę i upór. Jeśli nam się nie uda to trudno, ale chcę w przyszłości spojrzeć w swoje oblicze w lustrze i powiedzieć, że zrobiłem wszystko, by być szczęśliwym człowiekiem…- nie musiał mówić nic więcej. Wystarczyło to, że oboje byli blisko siebie i czuli swoją obecność. Przebywającej w pokoju Zosi znudziło się już bezczynne siedzenie. Przyszła do swoich rodziców i zobaczyła obrazek na który czekała długo. Podbiegła do Pauliny i Michała, przytulając się do obojga jednocześnie. Emocje wzięły nad nimi górę, bo cała trójka płakała. Dziewczyny dość głośno, a Kubiak po cichu. Minęło 7 długich miesięcy od kiedy drogi pary się rozeszły. Oboje próbowali zapomnieć, próbowali ułożyć życie od nowa, ale nie wyszło tak jakby sobie tego życzyli. Przede wszystkim nie potrafili zapomnieć o sobie, a to podstawowa rzecz, by móc myśleć o życiu w pojedynkę.
-Mamusiu to znaczy, że nie wyjeżdżamy do Hiszpanii?- radosny głos Zosi obijał się w uszach zarówno Paulina jak i Michała. Z jej ust padło pytanie, którego odpowiedź rozstrzygnie ich dalsze losy. Ale czy wyjazd ma teraz sens? Witek już nie powie siatkarzowi, że go nie kocha, bo kocha całą sobą i potrzebuje całą sobą. Michał nie pozwoli jej wyjechać bo wie, że tylko z szatynka jest w stanie zagwarantować mu szczęście.
-Nie wyjeżdżamy kochanie.- Paulina mówiła to, patrząc Michałowi prosto w oczy. Łzy na jego policzkach spływały teraz zdecydowanie mocniej. Z serc obojgu spadł ogromny kamień. Już nie będą musieli udawać, że nic dla siebie nie znaczą. Nikt nie mówi, że będzie łatwo i od razu będzie biała suknia i wesele do białego rana. Na pewno ich związek będzie przechodził ciężkie próby, ale mając w pamięci to, że tylko razem mogą być szczęśliwi, łatwiej będzie rozwiązywać problemy. Może i są naiwni, że im się uda, ale muszą, a przede wszystkim chcą zaryzykować.
-Hura!!!!- Zosia cieszyła się niemiłosiernie. Raz po raz całowała policzki Pauliny, a potem tym samym gestem obdarzała twarz Michała. Kiedy poszli do kuchni z zamiarem napicia się herbaty, za drzwiami mieszkania usłyszeli kłótnię. Po głosie nie trudno było się domyślić, że to Magda i Zbyszek wracającą ze swoich katowickich wojaży.
-Kurwa Bartman trzymaj te torby, a ja poszukam kluczy!- Kubiak poszedł im na ratunek i to on otworzył drzwi powracającej z zakupów parze. Na widok szatyna Magda wypuściła znalezione klucze z ręki, a Zbyszek się zapowietrzył. Uśmiech Kubiakowi nie schodził z twarzy. Para weszła do mieszkania i kiedy zobaczyła uśmiechniętą Paulinę i przyjrzała się dokładniej rozpromienionemu Michałowi już wiedziała, że ta dwójka wróciła do siebie.
-Ciociu! Nie wyjeżdżam z mamusią do Hiszpanii! Zostajemy tu z tatusiem i będziemy mieszkać we trójkę!- komunikat Zosi rozwiał wszelkie domysły. Uściskom i gratulacjom nie było końca. Nawet mała Karolinka nieświadoma zupełnie zaistniałej sytuacji obudziła się w wózku i nie płakała, jak to zawsze miała w zwyczaju na kilka chwil po wybudzeniu.
-Mówiłam, że jesteście dla siebie stworzeni! Gratulacje kochana!- blondynka ściskała Paulinę, a brunet Michała. Cała czwórka była szczęśliwa bo miała świadomość, że otwiera się przed nimi kolejny etap w życiu. Wszyscy mieli nadzieję, że zdecydowanie lepszy od poprzednich.

&&&&&
Witam! Zdaję sobie sprawę, że jest słodko, aż do porzygu, ale nie zapominajcie, ale ja mam tak zawsze, że jakieś dwa-trzy rozdziały przed zakończeniem opowiadania wszystko jest pięknie, fajnie, a potem mi odbija i  kończę niczym w melodramacie. Mogę zapewnić, że nikt nie zginie w dniu ślubu, bo na takowe w tym opowiadaniu się nie zanosi. Jak zakończą się błędy? Na pewno zakończą się w Wielkanocną Niedzielę wraz z publikacją tu 55. Notki, a jak się zakończą to zobaczycie same :)
Trzymamy kciuki za Zaksę! Ja po cichu trochę też za Zenit, no bo wiadomo, że Jurij :)
Pozdrawiam i do napisania ;***

sobota, 9 marca 2013

Notka 52


Czy tylko mi tak szybko zawsze lecą święta? Pewnie nie, bo i Magda narzekała przez słuchawkę, że najchętniej została by na garnuszku u mamusi i pojadła jeszcze przygotowanych przez nią pyszności. Potem będzie narzekać, że znów odłożyły się jej niepotrzebne kilogramy tu i ówdzie. Co prawda nie wiadomo jeszcze kiedy zgrabna figura będzie potrzebna jak  nigdy, bo Zbyszek jeszcze nie zdecydował się na oświadczyny, ale blondynka twierdzi, że to tylko kwestia czasu, a ja jej wierzę. Zostałam sama w domu, bo rodzice w ten poświąteczny dzień już musieli wstawić się w pracy, a Zosię zabrał Maciek. Cały czas nie mogę się nadziwić jak mądre mam dziecko. Nie jedno w jej sytuacji czułoby się zakłopotane i pogubione, a ona szybko odnajduje się w każdej sytuacji. Mama zawsze powtarzała, że Zośka to cygańskie dziecko i jak widać miała rację. Rozkoszując się ostatnimi chwilami wolności, przygotowuję sobie kawę po irlandzku i wychodzę na taras, by cieszyć się już mocniejszymi uderzeniami ciepła. Oczywiście gdy Paulina chce trochę pokontemplować, to ktoś musi pukać do drzwi. Na pewno nie są to rodzice, bo pierwsza zmiana kończy się o 14 w ich przypadku, ani nie Maciek z Zosią, bo oni mieli wrócić grubo po południu. Niechętnie wędruję w kierunku wejścia, by otworzyć gościowi drzwi.
-Ania?- czy ja kiedyś mówiłam, że prędzej czy później dojdzie do konfrontacji między mną i narzeczoną Maćka? Jeśli tak to właśnie przyszedł ten czas, bo Anna stoi w progu drzwi z miną niezbyt tęgą miną. Zapraszam ją do środka i z miejsca proponuję coś do picia.
-Nie dziękuję. Przyszłam tylko na chwilę wyjaśnić coś bardzo ważnego.- zdaję sobie sprawę, że to rozmowa nie będzie dotyczyć angielskiej mody czy ploteczek o królewskiej rodzinie. Siadamy obie w salonie naprzeciw siebie w fotelach i wyczekujemy, które pierwsza rozpocznie rozmowę.
-Nie będę ściemniać i mówić, że ta sytuacja jest dla mnie łatwa, bo nie jest. Rozumiem wszystko, ale zwyczajnie się boję, że stracę Maćka nie tyle na rzec Zosi co ciebie…- no i w tym momencie wmurowało mnie w fotel. Kolejna osoba myśląca, że ja i Maciek zechcemy utworzyć z miejsca kochającą się rodzinę, no bo w naszej sytuacji… Tyle tylko, że nie ma naszej sytuacji. Mamy dwa osobne życia, a łączy nasz tylko i aż dziecko, które od niedawna postanowiliśmy razem wychowywać. Razem, ale osobno. On już ma poukładane życie, ja może nie koniecznie, ale to nie powód, by na siłę się uszczęśliwiać.
-Chyba nie myślisz, że ja i Maciek?- pewnie zabrzmiałam głupkowato, ale mi samej w głowie się to nie mieści. Anna chyba ma na ten temat inne zdanie.
-A co byś myślała na moim miejscu, gdyby twój narzeczony cały czas nawijał o innej kobiecie?- w tym momencie Ania zaczęła mi opowiadać całą swoją historię związaną z poznaniem Maćka i ich miłości. Sama nie wiem czy mnie to interesowało, ale słuchałam uważnie. Doszła szybko do momentu w którym dowiedziała się, że szatyn ma ze mną dziecko. Zareagowała jak każda normalna kobieta, która nie chcę z nikim dzielić się ukochanym mężczyzną. Nie chciała też zabierać Zosi szansy na obcowanie z biologicznym ojcem, więc musiała zaakceptować sytuację. Tyle tylko, że Maciek podobno nie mówi tylko o Zosi, ale przede wszystkim o mnie. O tym, że tak źle mnie wtedy potraktował, że przez tyle lat nie miał pojęcia o tym, że jest ojciec, że nie pomagał. Wykreował mnie na ofiarę losu. Nie on pierwszy i nie ostatni, ale nie jest w tym wszystkim istotne. Jeśli jest rzeczywiście tak, jak mówi Anna, to wcale się jej nie dziwię, że tu przyszła. Ja też na pewno w takiej sytuacji chciałabym usłyszeć z ust potencjalnej rywalki jak się ma sprawa z jej punktu widzenia. No, a z mojego punktu widzenia sytuacja nie może wyglądać inaczej:
-Ania, ja nawet przez chwilę nie pomyślałam, że ja i Maciek możemy być w przyszłości razem. Szanuję na to, że ojcem Zosi i kontaktu z córką nie mogę mu zabronić, ale nic poza tym. Jeśli o mnie chodzi to możesz być spokojna. Jestem ostatnią osobą, której zależałoby na tym, by rozwalić wasz związek.- czy mi uwierzyła? Na pewno w sercu ma jeszcze wiele niepewności, ale wyraz jej twarzy uległ delikatnej poprawie. Będę musiała pogadać z Maćkiem, by on się trochę ogarnął, bo to nie może tak być, że będzie zaniedbywał osobę, z którą zamierza założyć rodzinę.
-Cały czas muszę walczyć z jego przeszłością. Jestem w stanie zrozumieć, że Ty będziesz obecna w naszym życiu przez wzgląd na Zosię, ale czego chce od niego Edyta?- wyprostowałam się, kiedy tylko Anna wypowiedziała to imię. Na samą wzmiankę o niej wracają  niemiłe wspomnienia z przeszłości, choć nie chce mi się wierzyć, że i na moją teraźniejszość Lewicka nie miała wpływu. Swego czasu miałam pewne podejrzenie, że to ona stoi za tym artykułem w plotkarskim czasopiśmie, ale nie chciałam już tego rozdrapywać ze względu na córkę. Dobrze wiem ile ją to kosztowało i nie chcę, by przez moją chęć zemsty przechodziła przez to po raz drugi. Niemniej jednak jestem zainteresowana tym, czego mogła chcieć od Stacherskiego. Nie chciałabym, żeby moja córka była w jaki sposób narażona na jej wpływ, bo to mogłoby się źle skończyć. Zdaje się, że brunetka wie o naszych relacjach i dlatego na jej twarzy pojawia się zakłopotanie. Zupełnie niepotrzebnie.
-A nie wiesz czego mogła od niego chcieć? Na jej zagrywki trzeba uważać, bo ta kobieta jest nieobliczalna.- czemu moja głowa wymyśliła sobie, że Lewicka chce rozbić związek Ani i Maćka? Może dlatego, że Edytka już nie raz pokazała, że ma w sobie syndrom psa ogrodnika i, mimo że sama nie będzie szczęśliwa, to nie dopuści do szczęścia innych. Ten typ tak ma i nic z tym nie można zrobić. Poczułam w sobie obowiązek ostrzeżenia Anny przed niebezpieczeństwem czyhającym ze strony Edytki, na wypadek gdyby Maciek jeszcze tego nie uczynił.
-Mówiła coś o tym, że jest w szpitalu i nie ma się do kogo zwrócić, a potrzebna jest jej pomóc. Taka gwiazda, a nie ma przyjaciół. Dobre sobie.- prychnęła szatynka, a na mojej twarzy na początku pojawił się szyderczy uśmiech. Zawsze była w centrum uwagi, zawsze uważała się za kogoś lepszego od innych i zawsze każdy chciał być blisko niej, a teraz musi żebrać o to, by ktoś odwiedził ją w szpitalu. Pewnie pośmiałabym się z tego jeszcze dłużej gdyby nie fakt, że zrobiło mi się jej zwyczajnie w świecie żal. Zdziwiłam się niesamowicie, bo szybko w moim sercu pojawiło się współczucie. Mówią, że empatia u człowieka to dobra rzecz, ale czy w każdym przypadku powinna dawać o sobie znać? Przecież Edyta odcisnęła się piętnem na moim życiu i gdyby nie pomóc innych, to nie wiem gdzie teraz bym się znajdowała. Przez nią zostałam upokorzona jako kobieta, a teraz współczuję jej sytuacji w jakiej się znalazła. No, ale czy mam tańczyć z radości, bo mój wróg leży teraz w szpitalu zdany na cudzą łaskę i nie łaskę? Nie potrafię tak.
-A wiesz w którym szpitalu leży?- Anna patrzy na mnie jak na wariatkę. Pewnie sama bym na siebie tak spojrzała, gdybym była na jej miejscu. To nie jest normalne, ale chyba odwiedzę ją w szpitalu. Wytłumaczę to sobie tym, że chce zobaczyć ją w stanie niemocy. Prawda jest taka, że nie potrafię przejść obojętnie wobec czyjegoś cierpienia. Nawet najgorszy wróg zasługuje na szansę. Nie muszę jej wybaczać i rzucać się na szyję, ale odwiedzić i zapytać czy czegoś jej nie potrzeba to całkiem inna sprawa.
-Na Banacha. Wiesz ja już się będę zbierać, bo trochę się zasiedziałam. Dziękuję za rozmowę i przepraszam za razem, ale za bardzo zależy mi na Maćku, by go sobie odpuścić.- wszystko rozumiałam doskonale i gdyby chciała, to jeszcze raz mogłabym ją zapewnić, że z mojej strony nie musi się niczego obawiać. Nie było to jednak konieczne. Brunetka wyszła, a ja zostałam sama z mętlikiem w głowie. Do powrotu Zosi i Maćka z wojażów pozostała jeszcze godzina, a do naszego wyjazdu z Magdą do Żor 2. Dziś nie dam rady jej odwiedzić. Czy w ogóle powinnam to robić? Nie wiem czy jest sens pytać Magdę o zdanie, bo ona na Lewicką jest cięta i wcale się jej nie dziwę. Po ich ostatnim spotkaniu blondynka wylądowała w szpitalu i całe szczęście, że nic wtedy nie stało się dziecku. Muszę sama zdecydować co robię, a nie znów obciążać innych. Siedzę w swoim pokoju i patrzę na klasowe zdjęcie, wiszące nad łóżkiem. Sama teraz nie rozumiem po co je wtedy tu powiesiłam. Szybko w mojej głowie pojawiają się obrazki z liceum. Dokładniej wpatruję się w twarz Edyty i uśmiecham się cynicznie. Tak gwiazdorzyła, tak się mądrzyła, aż w końcu została sama. Smutne…

&&&&&

Dla Jastrzębskiego Węgla zakończył się już sezon ligowy, więc co poniektórzy zawodnicy już wyjechali na zasłużone urlopy, a co poniektórzy już myśleli o sezonie reprezentacyjnym i najważniejszej imprezie przewidzianej na wakacyjne miesiące. Do tej grupy zdecydowanie zaliczyć można była Zbyszka. Miał on już sobą wstępną rozmowę z Andreą Anastasim na temat jego przyszłości w kadrze. Jego sprawa było dużo bardziej skomplikowana niż innych zawodników, bo on na rzecz drużyny narodowej zmieniał pozycję, co według włoskiego szkoleniowca nie jest rozwiązaniem na dłuższą metę. Dość jasno dał mu do zrozumienia, że dobrze byłoby, gdyby w klubie także grał na pozycji atakującego. I w tym momencie pojawiały się poważne schody, by Jastrzębskim z powodzeniem poczyna sobie Michał Łasko i jego pozycja jest raczej niezagrożona. Dla Zbyszka oznacza to nie mniej ni więcej, że musi razem z ojcem szukać jakiejś lukratywnej propozycji z polskiego klubu. Sęk w tym, że nikt nie zgłaszał się po Bartmana, za to pojawiła się propozycja z Korei Południowej. W tym przypadku oponowała Magda. I trudno jej się dziwić, bo tak radykalna zmiana dla ludzi z małym dzieckiem nie jest najlepszym rozwiązaniem. Oczywiście wiedziała na co się pisze, decydując się na związek z siatkarzem, ale nie mogła w ciemno jeździć za nim na koniec świata, nie patrząc na konsekwencje. Zbyszek widział jej zdenerwowanie, dlatego nie chciał na razie w domu mówić o jego sportowej przyszłości. Zabrał się za wyszukiwanie miejsca, w którym mógłby spędzić wakacje z dziewczyną i córką. Marzyło mu się jakiej wyszukane miejsce, gdzie będzie leżał plackiem całe dnie na plaży i prażył się w słońcu. Magda miała na temat ich wspólnego wyjazdu inny pomysł, bo chciała przede wszystkim odwiedzić miasto europejskie, gdzie będą mogli zobaczyć także walory kulturowe i turystyczne danego miejsca.
-A co powiesz na Malediwy?- siedzieli oboje w salonie. On ze swoim laptopie na kanapie, a ona ze swoim przy ławie. Na Zbyszkowi propozycję uśmiechnęła się pobłażliwie i popukała w głowę. Zrezygnowany siatkarz z sarkastycznym wyrazem twarzy rzucił propozycję wyjazdu do Niemiec. Magda nie pozostała mu dłużna i zaproponowała wyjazd do Korei. Przekomarzanie się to w ich związku coś całkiem naturalnego, ale kiedy chodzi o tak poważną sprawę nie ma miejsca na żarty. Zbyszek odłożył laptop na bok i podszedł do Magdy, zamykając jej sprzęt. Przytulił się do jej pleców tak, by usta mieć na wysokości jej ucha.
-Dobrze wiesz, że nie zrobię nic przeciwko tobie i nigdzie nie ruszę się bez ciebie i Karolinki. Chcę grać w przyzwoitym klubie i swoją grą zasłużyć na miejsce w składzie. Reszta jest bez znaczenia.- jako gwarant swoich słów pocałował jej szyję, odgarniając jej włosy. Zawsze wiedział co zrobić, by sprawić jej przyjemność. Odwróciła się do niego twarzą i zaczęła całować. Mieli pełne pole do popisu, bo Karola spała, a jak dziewczynka śpi, to ma murowane trzy godziny wycięte z życiorysu. Nie przestając się całować, przenieśli się na kanapę. Nawzajem pozbawiali się ubrań, ale zdążyli zdjąć sobie tylko podkoszulki, gdy ktoś zapukał do drzwi. Zbyszek teatralnie przewrócił oczami. Był wściekły, że akurat teraz ktoś musiał im przeszkodzić. Niechętnie założył na siebie zdjęte wcześniej ubranie i poszedł przywitać „spodziewanego” gościa. Widok jaki zastał za drzwiami przeraził go.
-Wiem, że kompletnie się mnie tu nie spodziewałeś, ale musimy poważnie porozmawiać. Chodzi mi o Sandrę i Michała…- w przedpokoju pojawiła się Magda, nie mając pojęcia kim jest tajemnicza blondynka. Zbyszkowe serce stanęło w gardle, a na czole wystąpiły kropelki potu. Patrycja miała się już nigdy nie pojawić w jego życiu. Nie wiedział co powiedzieć Magdzie, która stała i wpatrywała się w niego zdziwiony oczami. Chyba zrozumiała kim jest owa dziewczyna, bo jej twarz także nabrała przerażonego wyrazu. Było między nimi już tak dobrze, powoli zapominali o tym, co ich poróżniło, a teraz znów pojawiają się problemy.
-Madziu poznaj Patrycję…- dziewczynę z którą spędziłem noc w klubie i nie pamiętam czy na 100 procent między nami do niczego nie doszło. Ona mówi, że nic takiego nie miało miejsca i nie pozostaje na ni innego jak tylko jej wierzyć. Tego już Pramek nie powiedział, bo blondynka zniknęła w sypialni.
-Między wami nadal jest coś nie tak od tamtego czasu?- Bogacka weszła głębiej do mieszkania i zdjęła kurtkę. Bartman zostawił ją w przedpokoju i poszedł do kuchni, wyjmując z lodówki zimne piwo. Nie wiedział co odpowiedź na pytanie Patrycji. Wydawało mu się, że wszystko co złe między nimi zostało już zażegnane, ale jak widać cała sprawa jest jeszcze świeża. Do Bogackiej nie miał żalu, że się tu pojawiła. Miał żal do siebie, że jego wcześniejsze szczeniackie zachowanie cały czas rzuca cień na ich związek.
-Porozmawiam z nią…
-Nie wiem czy to najlepsze rozwiązanie. To ja powinienem z nią porozmawiać.- tylko co on jej powie? Już tyle razy zapewniał, że kocha, że już nigdy nie dopuści do takiej sytuacji, ale nie jest w stanie powiedzieć, że między nim a Patrycją do niczego nie doszło. Bogacka zdawała sobie z tego sprawę, dlatego zignorowała słowa siatkarza i poszła do sypialni pary. Magda leżała na łóżku i cichutko szlochała w poduszkę. Nie zauważyła wejścia Patrycji.
-Możesz mnie zapytać o wszystko co działo się tamtej, a ja przysięgnę na wszystko na co tylko chcesz, że będę mówić prawdę…- Magda pokazała swoją twarz i mocno zapłakane oczy. Patrycja usiadła na skraju łóżka i nie czekając na słowa Pramek, zaczęła opowiadać o okolicznościach spotkania z jej chłopakiem. Magda na początku robiła wszystko, by zniechęcić Patrycję, a ta nie dawała za wygraną. W końcu blondynka odpuściła i wysłuchała tego co ma jej Bogacka do powiedzenia. Jak zareagowała na jej opinię? Ostatnich słów wysłuchała ze znaczną uwagą. Zachęcona takim obrotem sprawy Patrycja pozwoliła sobie przytoczyć dość obszerne fragmenty z jej życia, które pozwoliły Magdzie zrozumieć, dlaczego młoda i atrakcyjna dziewczyna miałaby nie wykorzystać faktu, że sławny siatkarz się do niej klei. No bo czy na świecie są jeszcze takie osoby, które nie czekają na to aż komuś coś w życiu nie wyjdzie i powinie się mu noga? Bogacka zdecydowanie nie należała do takich osób, co Pramek bardzo powoli dopuszczała do siebie. Teraz też mogła w pełni zrozumieć zachowanie Zbyszka. Nie był do końca pewien co się stało, bo był pijany, ale pamiętał jakieś słowa, strzępki rozmowy z Patrycją. Oczywiście, mogła jej w tym momencie nie wierzyć, ale wierzyła. Wierzyła kobiecie, która przeszła wiele w swoim życiu i nie chce, by ktoś inny musiał przechodzić przez to samo. Nawet jeśli jest dla niej obcą osobą. Nie miała żadnego interesu w tym, by nie uwieść Bartmana, a mimo wszystko tego nie zrobiła. Nie wykorzystała jego nietrzeźwości i palącej potrzeby zaspokojenie swojego pożądania. Wiedziała, że następnego ranka siatkarz by tego żałował, a ona przyczyniłaby się do rozpadu czyjegoś związku.
-Ja tu tak gadam i gadam o sobie, a to tak naprawdę tobie należą się gratulacje, że nie skreśliłaś Zbyszka.- blondynki uśmiechnęły się do siebie. Pewnie, że miała ochotę rzucić wszystko w diabły, bo ciągły strach uniemożliwiałby ich związkowi normalne funkcjonowanie, ale wolała zaryzykować. Zibi się starał na każdym kroku pokazać, że mu zależy na niej i nie mogła zachować się tak, jakby tego nie widziała. Pytanie jest tego typu czy gdyby nie było Karolinki to postawiłaby na ryzyko, ale na szczęście nie musi odpowiadać sobie na to pytanie. Mają ze Zbyszkiem córkę, mają siebie i swoją miłość.
-Dziękuję ci. Naprawdę ci dziękuję, bo gdyby nie ty, to pewnie gdzieś w sercu cały czas miałabym zadrę, że ktoś w przeszłości przyprawił mi rogi. A tak? Mogę iść, uściskam tego mojego idiotę i powiedzieć, że kocham go ponad życie i już nigdy nie dopuszczę, by czuł się przeze mnie zaniedbany.- teraz dopiero uświadomiła sobie, że ona po części przyczyniła się do tego co stało się tamtej nocy w klubie. Zbyszek od jakiegoś czasu sygnalizował jej, że zbyt mocno interesuje się życiem Pauliny, ale ona to bagatelizowała i dalej robiła swoje. Już do tego nie dopuści. Przyjaciółka i jej córka zawsze będą dla niej ważne, ale ona ma już swoją rodzinę i to jej musi poświęcić się bez reszty. Spojrzała jeszcze raz na Patrycję. Nigdy nie była zbyt ufna wobec ludzi, bo już nie raz się zawiodła, ale Bogacka miała coś w sobie, co przyciągało i pozwalało myśleć, że ma się przed sobą osobę godną zaufania. Nie warto mówić o przyjaźni na tym etapie, bo to więź wymagająca czasu, ale na kawę kiedyś na pewno ją zaprosi. Patrycja pokazała jej, że są jeszcze na tym świecie ludzie, którym nie zależy na cudzym nieszczęściu, a właśnie na jego podtrzymaniu…

&&&&&
Witam! I przedstawiam rozdział wyrwany z dupy, ale ciężko mi było go odtworzyć. Właściwie przez to, że zawartość mojego nośnika pamięci wyczyściła się, to opowiadanie potoczy się inaczej, a te ostatnie 3 notki, które nam zostały, przedstawią pewne wydarzenia w zupełnie innym świetle. 
Końcówka się zbliża, więc powoli pojawiają się wszyscy bohaterowie, którzy byli z nami przez okres mojego "tworzenia" tutaj. Macie już jakieś pomysły jak zakończy się ta historia?
Zapraszam też tutaj<klik>, gdzie publikuje kolejny twór swojej nieogarniętej wyobraźni. 
Pozdrawiam i do napisania :***