Euro,
euro i po euro jak to się mówi. A przynajmniej dla niektórych drużyn ta impreza
przeszła do historii. Na placu boju została już tylko Hiszpanii i Włochy, a
miejscem ostatecznej rozgrywki jest stadion w Kijowie. Razem z Magdą, Matyldą,
Zosią, Mateuszem i Kamilem siedzimy na trybunie przeznaczonej dla rodzin
zawodników i czekamy na rozpoczęcie spotkania. Nie wyobrażam sobie, by wynik
był inny niż korzystny dla drużyny mojego brata. No właśnie brat i cała
hiszpańska rodzina. Na Ukrainę przyjechała mama Ikera. Pod koniec kwietnia
zmarła babcia…nasza babcia. Moja mama pojechała na pogrzeb i tam pogodziła się
z całą swoją rodziną. Jak sama mówiła z listu, który zostawiła po sobie zmarła
można było wyczytać, że całą winę za to co się działo w naszej rodzinie bierze
na siebie, bo to ona nie potrafiła zaakceptować sercowego wyboru mamy. Nie
pozostawało nam nic innego jak tylko spróbować wybaczyć i postarać się
poukładać rodzinne relacje na w miarę poprawne. Lody oczywiście między
nami topiła Zosia, która właśnie siedzi na kolanach swojej cioci i zawzięcie
coś tłumaczy jej po polsku nie zdając sobie sprawy, że kobieta nic z tego nie
rozumie. Mimo wszystko widać, że z obu twarzy nie schodzi uśmiech, a to jest
najważniejsze. Żałuję tylko, że nie ma z nami Michała i Zbyszka, ale oni mają
zobowiązania względem reprezentacji i nie dało się nic zrobić, by mogli
przyjechać z nami na Ukrainę. Sama Magda musiała się nieźle naprosić
Anastasiego, by puścił ją na finały euro. Jak się później okazało, włoski szkoleniowiec
po prostu jej zazdrościł.
-Dziś
Ukraina, a za tydzień Sofia! I pomyśleć, że kiedyś jeździłam po Zbyszku jak po łysej kobyle, a teraz ściskam telefon jak głupia i czekam na jakąś wiadomość od niego. To nie jest normalne
Paula, że można człowieka tak kochać, ale ja bez niego wariuję.- uśmiechnęłam
się radości. Skąd ja to znam? Byłam przygotowana na to, że prędzej nadejdzie
rozłąka między mną a Michałem, a usycham z tęsknoty jakby wyjechał
niespodziewanie i to na koniec świata. W gruncie rzeczy z Ukrainy do Bułgarii
wcale nie jest tak daleko i jakby mnie bardzo przypiliło, to mogłabym zapakować
siebie i Zosię do samolotu i zameldować się w Sofii, ale muszę się przygotować
na jeszcze dłuższe rozłąki, więc takie działanie nie miałoby sensu. Przed nami
przecież zmagania olimpijskie i prawie miesięczna rozłąka, licząc ostatnie
zgrupowanie w Spale i wyjazd do Londynu. Zośka to ma dobrze, bo skubana będzie
mogła dopingować naszych chłopaków z trybun. Jak to możliwe? W połowie lipca
wyrusza do Londynu, by uczestniczyć na ślubie Maćka z Anną, a potem zostaje tam
na czas trwania Igrzysk Olimpijskich. Narzeczona Stacherskiego obiecała mi
zająć się córką, bo jak mówiła, ma do wykorzystania zaległy urlop, tak więc
cały czas będzie w domu. To znaczy nie cały czas, bo mój Michał załatwił im
wejście na olimpijską halę. Nie może go dopingować dziewczyna, to przynajmniej
będzie córka i jej biologiczny ojciec z rodziną. Nasza sytuacja rodzinna jest
tak skomplikowana, że twórcy Mody na sukces nie powstydzili by się takim
scenariuszem do kolejnej produkcji. W tym przypadku życie samo napisało
scenariusz, ale jego obecne akty są całkiem przyjemne i na pewno są miłą
odmianą od tego, co było. Na początku z Michałem przeprowadziliśmy szczerą
rozmowę. Rozłożyliśmy nasz związek na czynniki pierwsze zastanawiając się, gdzie
popełniliśmy błąd, że to wszystko poszło w nie tę stronę, w którą byśmy
chcieli. Dużą część winy musiałam zapisać po swojej stronie, bo przecież to
moja nieszczerość wobec Michała sprawiła, że pojawiły się niedomówienia i brak
zaufania. Siatkarz także przyznał ze skruchą, że nie jest bez winy, bo jego
uniesienie dumą kosztowało nas dużo. Wróciliśmy jeszcze raz do mojej próby
samobójczej. Przypomniałam sobie jeszcze raz tamten dzień, żyletkę w ręku i
świadomość, że krzywdzę najbliższych, ale jednocześnie nie widzę szans na to,
by dalej istnieć na ziemskim padole. Wyjaśniłam szatynowi, że to tylko i
wyłącznie moje tchórzostwo i brak chęci do życia sprawiły, że o mały włos nie
znalazłam się na tamtym świecie. Zapewniłam także, że mój obecny stan psychiczny
ma się całkiem dobrze. Teraz jestem czujna i kiedy tylko czuję, że na
horyzoncie pojawiała się pogłębiający się dół, który może okazać się nie do
przeskoczenia, sygnalizuję to najbliższym. Oczywiście mam też na uwadze, że nie
mogę pozwolić, by moje życie przysłoniło życie Magdy i jej rodziny. Michał
opowiedział mi o tym jak to się stało, że u jego boku pojawiła się Sandra. Bez
ogródek przyznał, że chciał jej osobą zapełnić pustkę po mnie, ale nie udało mu
się tu zupełnie. Nawet podczas cielesnych uniesień to ja dzierżyłam jego myśli,
a przede wszystkim serce. Los Marat trochę mnie niepokoił, ale jak mówiła
Pramek Patrycja, blondynka trzyma się całkiem nieźle i stara zapomnieć o
tym, że przez chwilę miała szansę na to, by być szczęśliwą u boku Kubiaka. Jak
mówią nasi znajomi, my tylko razem możemy być szczęśliwi, a pojedynkę nie jest
w stanie zapewnić szczęścia sobie i nikomu innemu. Nie tylko mi i Miśkowi
zaczęło się układać. Od Matyldy i Kamila także bije szczęście. Na ich drodze
także pojawiały się problemy, zwłaszcza w momencie, gdy Jaskóła był
uczestnikiem programy You Can Dance. W trakcie jego trwania pojawiła się realna
szansa na to, że Kamil może dostać przepustkę do jednej z najlepszych szkół
tańca na świecie w USA. Jachlewska dopingowała jego poczynania na parkiecie, a
on nie chciał jej zostawić i oświadczył, że nawet jeśli wygra program, to
zrezygnuje z tej nagrody, biorąc wyłącznie czek w wysokości 100 tys. złoty.
Matylda w ogóle nie chciała o tym słuchać. Nie wyobrażała sobie, że dla niej
tancerz zrezygnuje z własnego rozwoju. Suma summarum ich dylematy rozwiązały się
samoistnie, bo nagroda główna padła łupem kogo innego. Z racji udziału w
programie, Kamil musiał prosić o możliwość napisania dwóch egzaminów
maturalnych w czerwcu i na całe szczęście Centralna Komisja Egzaminacyjna
pozwoliła na taki manewr. Teraz już i on i Matylda byli po maturze. Jutro o tej
porze będą byczyć się już na Majorce. Wybierają się na wakacje razem z Matuszem
i…tajemniczą Wiolą, której piłkarz ręczny nam jeszcze nie przedstawił, ale
obiecał nadrobić przy najbliższej okazji. Nie przyznawałam się do tego nikomu,
sam Mateusz pewnie też się pewnie nie chwalił, ale Mr. Jachlewski to swego
czasu pisał do mnie dość znaczne ilości smsów ,jasno dając mi do zrozumienia… teraz sama właśnie nie wiem co. W
pierwszym momencie pomyślałam, że chce wykorzystać sytuacje i pocieszyć mnie po
tej sytuacji z Michałem. Potem jednak zaczął mi nawijać o tym, że w jego życiu
pojawiła się Wiola i to chyba ona jest tą, na którą czekał. Powiem szczerze, że
chłopak jest naprawdę zmienny i całe szczęście, że nie zdążyłam się
przyzwyczaić do myśli, że my w przyszłości moglibyśmy się do siebie zbliżyć. To
trochę zabawne, że najpierw na wokandzie była Magda, którą sprzed nosa
sprzątnął mu do Zbyszek. Potem śmielej myślał o mnie, a ja wróciłam do Michała.
Na dobrą sprawę to Mateusz powinien obrazić się na przyjaciół się od nich
odwrócić, ale to nie ten typ człowieka. Zaraz po tym jak mu powiedziałam o naszym
powrocie do siebie, to serdecznie nam pogratulował i życzył dużo większej
ilości szczęścia niż za pierwszym razem. Jestem przekonana, że razem z
Kubiakiem będziemy robić wszystko, by czerpać radość z najmniejszych rzeczy,
mówić sobie o wszystkich, a co najważniejsze, kochać się na śmierć i życie. Do
końca świata i o jeden dzień dłużej. Do grobowej deski, do…
-Ziemia
do Pauliny! Hiszpania wygrywa!- no rzeczywiście! Odpłynęłam myślami i dość
pobieżnie śledziłam wydarzenia na boisku, a już całkiem przegapiłam fakt, w
którym David Silva otworzył wynik i w 14. minucie otworzył wynik finałowego
spotkania. Miałam to szczęście, że chłopaki z Hiszpanii zaserwowali nam jeszcze
niejedną akcję bramkową, a wśród nich trzy, które znalazły drogę do bramki. Na
listę strzelców wpisał się jeszcze Jordi Alba, Fernardo Torres( moja miłość tak
nawiasem, ale Michał nie może się o tym dowiedzieć) i na dwie minuty przed
końcem meczu Juan Mata. Po regulaminowym czasie gry i trzech minutach dogrywki
mój brat tonął w objęciach kolegów z drużyny, a jego oblicze skąpane było w
łzach szczęścia. Mieliśmy razem z dziewczyny i Kamilem to szczęście, że
siedzieliśmy dość blisko murawy boiska i nie było dla nas problemem znalezienie
się w ekspresowym tempie przy Ikerze. Plakietka powieszona na szyi z napisem
V.I.P robiła swoje. Brat utonął na początku w objęciach swojej mamy. Potem
pięknego zwycięstwa pogratulowała mu Magda, Matylda i Kamil. Na końcu zostałam
ja z Zosią.
*-Felicitaciones
por ganar el tío!
-Czy
przez ostatnie dwa tygodnie Zosia zdążyła nauczyć się hiszpańskiego czy
przeoczyłem to już wcześniej?- nic nie przeoczył. Moja córka doskonale
wiedziała, że Hiszpania jest murowanym faworytem do zwycięstwa i kazała się
nauczyć jednego hiszpańskiego zwrotu, którym będzie mogła pogratulować wujkowi
zwycięstwa. Nie przypuszczałam jednak, że wyskoczy do niego z nim zaraz po
meczu. Jak widać nie doceniam swojego dziecka choć wiem, że jeszcze pewnie nie
jednokrotnie zaskoczy mnie swoją mądrością i inteligencją.
-Wiedziała,
że wygracie. Ja zresztą też. Gratulacje braciszku!- przytuliłam go do siebie
mocno, a on pocałował mnie w czoło. No normalnie poczułam się jak małe dziecko,
ale to nie był najsłodszy obrazek tego wieczoru. Istną słodyczą były wydarzenia
rozgrywające się na murawie z inicjatywy Torresa, który najpierw wniósł na nią
swoje dzieci, a potem już wokół niego zgromadziły się wszystkie pociechy
piłkarzy. Nawet moją Zosię Iker chciał wnieść na boisko, ale ta stwierdziła, że
średnio ma ochotę obrzucać się konfetti.
-To
takie dziecinne…- powiedziała i wróciła do Magdy na trybunę. Ja dalej wpatrywałam
się w boisku i ze smutkiem musiałam przyznać, że Torres wyrządził mi największą
zbrodnię, jaką można wyrządzić zakochanej w swoim idolu kobiecie. Bezpardonowo
na moich oczach zaczął całować swoją żonę. No po prostu nie wiem jak on mógł mi
to zrobić! Oczywiście w tym momencie żartuję. Dziewczęca fascynacja sportowcami
minęła mi w dniu, w którym na swoich wargach poczułam usta swojego prywatnego
sportowca. I niech sobie Torresowie nie myślą, że tylko oni w rodzinny sposób
będą celebrować zwycięstwa, bo ja też będę jeździć za Michałem i trzymać za
niego kciuki. Po wygranych meczach będę schodzić do niego na parkiet i
gratulować zwycięstwa, a po przegranych pocieszać i zapewniać, że następnym
razem na pewno będzie lepiej…
&&&&&
Polscy
siatkarze szli jak burza przez wszystkie mecze, jakie rozgrywali od rozpoczęcia
finałowego turnieju Ligi Światowej, aż do ostatniego meczu memoriału w Zielonej
Górze. Mecz niedzielny miał być ostatnim, oficjalnym pojedynkiem
biało-czerwonych przed polską publicznością na tydzień przed rozpoczęciem
Igrzysk Olimpijskich w Londynie. Magda na własnej skórze odczuła, co to znaczy
presja wyniku i jak wiele wymaga się od polskich siatkarzy. Przede wszystkim
wzrosło zdecydowanie zainteresowanie zawodnikami drużyny Andrei Anastasiego.
Blondynka miała pełne ręce roboty jeśli chodzi o tłumaczenia i kontakty z
prasą, bo polska reprezentacja budziła spore zainteresowanie także poza
granicami kraju, gdzie stawiano ją jako jedną z drużyn pretendujących do
złotego medalu olimpijskiego czempionatu. Chłopaki starali się nie obiecywać
zbyt wiele, bo łatwo jest zagwarantować złoty medal. O wiele trudniej potem
wytłumaczyć dlaczego go zabrakło na ich szyjach. Polscy siatkarze zdecydowanie
rozbudzili kibicom siatkówki apetyty swoją kapitalną grą w Sofii. Na
bułgarskich parkietach nie mieli sobie równych. Skoro kibice piłki nożnej
liczyli na cud podczas euro, to kibice siatkówki powinni spać spokojnie, bo gra
ich ulubieńców napawa optymizmem i pozwala liczyć na piękne chwile polskiego
sportu w Londynie. Niedzielny mecz z Argentyną przebiegał pod dyktando polskich
graczy. Wszystko wskazywało na to, że trzeci set będzie ostatnim w pojedynku z
drużyną z Ameryki Południowej. Oba zespoły zeszły na drugą przerwę techniczną.
Jeden z nich nie udał poszedł słuchać uwag ze strony trenera. Szybkim krokiem
udał się w stronę Marka Magiery i przejął od niego mikrofon. Nieświadoma Magda
zorientowała się dopiero wtedy, gdy usłyszała w głośnikach swoje imię.
Wychyliła głowę i zorientowała się co się dzieje. Wtedy Zbyszek już szedł w jej
kierunku z bukietem czerwonych róż. Trybuny zamarły, czekając na rozwój
dalszych wydarzeń. Zawodnicy obu drużyn tak jakby na chwilę zapomnieli, że
toczą ze sobą bój na boisku. Wszyscy zebrani na hali jak jeden mąż czekali na
dalszy rozwój wydarzeń. A wydarzenia nie mogły toczyć się inaczej. Zibi ujął
dłoń Magdy i wyprowadził zza band reklamowych. Kiedy stała już przed nim,
uklęknął przed nią i wyciągnął z kieszeni czerwone pudełeczko. Przypomniała
sobie ich rozmowę na temat oświadczyn i to, jak Zbyszek mówił, że nie zapomni
tego dnia do końca życia. Teraz już wie, że miał rację. Na oczach tysięcy
kibiców polskie siatkówki mężczyzna jej życia prosi ją o rękę. Nigdy nie lubiła
okazywania uczuć na pokaz, ale dziś przestało to mieć dla niej znaczenie.
Liczyła się tylko ona i on. Siatkówka połączyła ich rok temu w maju. Ona
zaczynała pracę w reprezentacji, a on był jest zawodnikiem. Początku nie mieli
najlepszego, ale przecież kiedyś ktoś mądry powiedział, że nie ważne jak się
zaczyna, ale jak się kończy. A oni skończą przed ołtarzem bo na pytanie
Zbyszka:
-Czy
zostaniesz moją żoną kochanie?- Magda odpowiedziała:
-Tak!-
zaraz po tym jak na jej palcu zabłysnął zaręczynowy pierścionek<klik>, blondynka
pocałowała namiętnie wstającego z kolan Zbyszka. Hala zawrzała od gromkich
braw, Marek Magiera puścił znaną wszystkim melodię weselną „Gorzka wódka…”.
Nikt nie musiał ich do tego zachęcać dwa razy. Przerwa techniczna pierwszy raz
trwała tak długo, ale wszyscy odpowiedzialni za porządek podczas meczu wiedzieli,
że Bartman planuje oświadczyny. Trudno po takich wydarzeniach jest wrócić do
meczowego rytmu, ale podczas trwania towarzyskiego turnieju, można sobie
pozwolić na odrobinę odstępstw. Jutrzejszego dnia prasa napisze, że Polska
reprezentacja wygrała Memoriał Huberta Jerzego Wagnera i, że wkrótce przybędzie
małżeńskich par. Falę oświadczyn zapoczątkował Bartek, który oświadczył się
Kasi w Sofii. Dziś na odwagę zdobył się Zbyszek. Tylko czekać, kiedy na taki
sam krok zdecyduje się Michał…
…
po zakończonym meczu przyszedł czas na kolejne porcje gratulacji. Do
rozpromienionych szczęściem narzeczonych przyszła delegacja na czele z Conte i
De Ceco i złożyła Magdzie i Zbyszkowi serdeczne życzenia. A potem przyszedł
czas na „rodzime” podwórko. Zaczął Andrea, a potem to już poszło. Cichy
zaoferował się do opieki nad potomstwem, które znając Zbyszka, na pewno nie
długi się pojawi. Możdżonek był pewien obaw, że teraz już Magda na pewno
zrezygnuje z pracy w kadrze, a wtedy skończy się cerowanie porwanych koszulek
treningowych.
-A
tak na poważnie to wszyscy życzymy wam wszystkiego najlepszego i mamy nadzieję,
że wszyscy wspólnie zatańczymy na waszym weselu!- Igła oczywiście dorwał się
kamery i zaczął uwieczniać wydarzenia. Kiedy tylko wspomniał o tańcu na weselu,
oddał kamerę Kubie Jaroszowi, a sam kokieteryjnie spojrzał w stronę Ziomka i
zaczął z nim tańczyć. Śmiechu było co nie miara, a to dobrze wróżyło przyszłemu
małżeństwo. Oboje będą mieli poczucie, że mają wokół siebie znajomych, którzy
dopingują ich mocno i trzymają kciuki z całych sił. Bo nawet nie udzielający
się towarzysko Paweł Zagumny już potwierdził swoją obecność na weselu, a
Winiarski przyobiecał, że zagra im coś na gitarze, a jak twierdzi, dawno tego
nie robił i wyszedł zupełnie z wprawy. Wśród wszystkich najbardziej zadowoleni
ze szczęścia Magdy i Zbyszka byli Paulina i Michał. Oni są i zawsze będą nich
najbliżej. Zawsze pomogą i zawsze będą wspierać. Bo na tym właśnie polega
przyjaźń, by nie odwrócić się od siebie, gdy pojawią się problemy. Wszyscy popełnili
błędy, ale mogli je zapisać po stronie tych, które wybacza się osobą niedoświadczonym.
Żadne z nich nie może powiedzieć, że nie ma nic za uszami, ale w porę potrafili
przyznać się do błędów, które mogłoby ich kosztować utratę szczęścia.
Szczęścia, które są w stanie sobie zagwarantować działając tylko w duetach.
Paulina nic nie znaczy bez Michała, tak samo jak i on bez niej. Magda bez
Zbyszka nie potrafi normalnie funkcjonować, a i on bez niej już nie potrafi
odnaleźć się w świecie. Wzajemnie są dla siebie definicją szczęścia i dobrze, że w porę się o tym przekonali…
&&&&&
Witam! Jeszcze dwa razy się z Wami pożegnam i koniec. Wierzyć mi się nie chce, że dotrwałam do szczęśliwego końca, ale jest to nieuchronne. Za szczęśliwe zakończenie podziękowania należą się Melody, bo zagroziła mi, że jeśli skończę to tragicznie, to ona skończy swoją działalność w blogowym świecie. Same przyznacie, że nie mogłam do tego dopuścić. Powoli chyba szykuję się do pisania zakończenia i stąd moje ckliwe słowa :)
Do zobaczenia za tydzień ;D
Pozdrawiam i do napisania ;***
ps : Kto się spodziewał takiego zakończenia ? ;)
Moje groźby chociaż raz na kogoś poskutkowały. W sumie w tym tygodniu nie wiele brakowało bym tak czy siak zniknęła stąd bo miałam totalną depresję blogową. Wtedy ty za to miała byś pole do popisu bez żadnego szantażu. Może wiec powinnam zniknąć? Przyznam się że chodziło mi po głowie że jeżeli to wszystko skoczy się szczęśliwie to Bartman oświadczy się Magdzie na hali. Tylko nie bardzo wiedziałam w któryś momencie to nastąpi. W głowie kotłowało mi się ze podczas IO. Niestety to nie był dla nas turniej szczęśliwy i raczej Zibiemu by to w głowie nie było. Podobał mi się ten rozdział, taki zamykający wiele spraw i dający jasne światło jak to będzie wyglądać gdy ta historia już nie będzie spisywana a co najwyżej będzie rozgrywać się w głowach. U Magdy i Zbyszka już wcześniej było jasne to ze oni wariują bez siebie, ja tez im wróże szybkie potomstwo :) U Pauli i Michała tak naprawę wszystko zaczęło się na nowo. Trzeba mieć dużo siły by po takich przejściach jakie oni mieli być znów szczęśliwym, dobrze zrobili ze szczerze porozmawiali, wyjaśniając wszystko a tym samy dali sobie czystą kartę. No proszę i Mateusz znalazł szczęście u boku :) Nie wiem co nam przyszykujesz na ostatnią odsłonę, ale wiedz że już tęsknię za tymi bohaterami.
OdpowiedzUsuńMatko przez tego mojego palca pisałam ten komentarz 20 minut, gdyby nie to pewnie jeszcze coś bym tu naskrobała.
Wciąż nie mogę się przyzwyczaić, że są wszyscy szczęśliwi :) Jednak chyba najbardziej mnie zadziwia Zośka, która jest fantastycznym dzieckiem, i zasługuje na to,aby mieć prawdziwą rodzinę, bo myślę, że to Michał jest dla niej tatą,nawet jeśli biologicznym ojcem jest ktoś inny. Zaskoczył mnie Zbyszek swoim wystąpieniem przed tak dużą ilością kibiców,no,ale tak właśnie ma być :))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Do rozdziału 53, ktrego z przyczyn technicznych nie mogłam skomentować, choć pewnie moje komentarze są dość denerwujące:)
OdpowiedzUsuńSzczerze podziwiam Paulinę i Michała, ze postanowili zacząć od nowa. Nie wyobrażam sobie siebie w takiej sytuacji, penie nie pozwoliłabym nigdy więcej Michałowi zbliżyć się do mnie i mojego dziecka. Żal mi tej całej Sandry, Kubiak potraktował ją jak głupią czirliderkę i kubeczek na spermę! Mógł kupić sobie gumową lalę, nalać zagotowanej wody żeby była ciepła i ulżył by sobie tak samo! Jestem strasznie uczulona na traktowanie kobiet przedmiotowo. Chyba mała feministka ze mnie wychodzi:):):):):)
Euro, euro i po euro, Ukraina, Ukraina i po Rio! Matko kochana Zbigniew odważna bestia z Cibie, a jak by tak Magda odmówiła. To byłby dopiero wstyd i plama na honorze:):):)
Nie godzę się na koniec, chociażby szczęśliwy! Zbyt mocno przywiązałam się do tego opowiadania, aby tak nagle przestać je czytać. Kurczę, Paulina, zrób z tego taki tasiemiec brazylijski, który nikomu się nie znudzi. Uwierz, ja bez Magdy, Pauli, Michała i Zbysia chyba nie wyrobię. :*
OdpowiedzUsuńBoooże, Zbigniew, ty słodziaku! Ja wiedziałam, że on prędzej czy później się oświadczy, ale nie przewidywałam, że tak przy wszystkich, na hali. Na miejscu Pramek to ja dostałabym chyba palpitacji serca. A jakby tak chciała odmówić, w co akurat ciężko mi uwierzyć? Dżisys, piekło na obiekcie sportowym, przecież ci kibice chyba by ją rozszarpali! :) Nie no, będę sprawiedliwa, będę cieszyła się ich szczęściem, bo naprawdę na siebie zasługują. Po tym wszystkim, co razem przeszli, jestem pewna, że jako narzeczeństwo, a potem i małżeństwo, jak najbardziej dadzą radę.
Jak czytam o Euro to automatycznie ostatnia kompromitacja z sąsiadami za Wschodu mi się przypomina. :) Chociaż osobiście w finale liczyłam na Włochy, tak tutaj niezmiernie się cieszę, gdyż przywiązałam się do Ikera! Polaczki od Hiszpanów powinny się uczyć gry, a jak. :P No, to ja sobie ładnie poczekam aż Kubiak oświadczy się Witek i wszystko będzie cacy. A Zośkę po prostu ubóstwiam, przegenialna dziewczynka, a jaka mądra!
Pozdrawiam :*
No i nasza Magda wreszcie doczekała się tych swoich wymarzonych zaręczyn i to jeszcze jakich! Zbyszek jej w końcu obiecał, że o swoich zaręczyn nie zapomni do końca życia - wspaniałego, długiego, szczęśliwego życia u boku Zbigniewa! Poza tym mamy jeszcze szczęście u Michała i Pauliny. Po prosu jest idealnie i mam nadzieję, że tak już będzie do samego końca, moja Droga :) Buźka :*
OdpowiedzUsuńNo, i ja mam nadzieję, że już nic się nie zepsuje! :) Strasznie szkoda, że już zaraz koniec :(. Zbyszek tyle się szykował do tych oświadczyn i faktycznie się postarał :). Chociaż mi osobiście nie podobają się takie cyrki ;).
OdpowiedzUsuńCieszę się, że zdecydowałaś na koniec to wszystko poukładać. ;) Najważniejsze, że są razem. Tak jak tu napisałaś, jedno nie istnieje bez drugiego. ;) Liczyłam na zaskoczenie podczas oświadczyn Zbyszka, ale nie spodziewałam się, że zrobi to podczas meczu ;p Ale z niego romantyk :D Niech im się wiedzie i układa, bo ja osobiście nie lubię smutnych zakończeń xD Czekam na następny, choć nie chcę się z nimi tak szybko rozstawać ;p Trzeba, to trzeba xd
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt!
Buziaki, Happiness ;*
Świetny!! :) Czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuńTymczasem zapraszam do siebie
http://sercezawszewielepiej14.blogspot.com/
http://4volleyball44.blogspot.com/
Mam nadzieję że zostawisz po sobie jakiś znak ;)
Pozdrawiam ;3
Fajny blog :)
OdpowiedzUsuńNieeee!!! Nie pozwalam ci go kóńczyć:( nie to nie może być koniec :D a tak na serio to czytając ten rozdział, zastanawiałam się, kiedy wreszcie Zibi oświadczy się Magdzie. Już miałam cię za to nawet opieprzyć :D a tu taka niespodzianka. Faktycznie, Zbyszek nieźle się postarał, a pierścionek ło matuchno. Piękny :) teraz tylko czekać, aż Kubiak weźmie się za Paulinę :D ach gdyby mieli razem dziecko, byłoby świetnie:) czekam na kolejny i pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuń