sobota, 30 marca 2013

EPILOG


30 lat później…

To musiało się tak skończyć. Widocznie było mi pisane zostać żoną Michała i urodzić mu 2 dzieci. Do 35 roku życia poświęciłam się całkowicie rodzinie. Najpierw urodził się Kacper, a rok później Marcelina. Chciałam tego i nie żałuję, że na mojej głowie Michał zostawiał dwójkę małych dzieci i wkraczającą w trudny etap Zosię. Wiedziałam, że wychowanie dwójki dzieci w podobnym wieku sprawi, że żadne nie będzie rozpuszczone. I myślę, że udało mi się ten cel osiągnąć. Nie mogę zapominać o wsparciu ze strony męża, bo robił co mógł, by pomagać mi w opiece na dziećmi. Nasz problem polegał na tym, że oboje byliśmy ambitni i chcieliśmy się rozwijać, ale pragnęliśmy mieć normalny dom i dużą rodzinę. Czy 5. osobą rodzinę można uznać za dużą? Nie mam pojęcia, ale na nasze siły ten format był zupełnie wystarczający. Gdy Marcelina była na tyle duża, by pójść do przedszkola, Michał właściwie kończył już karierę. Na rok zatrudniliśmy opiekunkę, a już później to szatyn przejął stery głowy rodziny. Ja wróciłam do pracy. Było mi ciężko i nie raz miałam myśl, by rzucić wszystko w diabły, ale wsparcie ze strony Michała i przyjaciół nie pozwoliło mi się poddać. Czy żałuję? Absolutnie nie. Dochodząc do 60.roku życia mogę powiedzieć, że spełniłam się. Spełniłam się jako żona, matka, ale też jako dziennikarz sportowy. Wróciłam znów do redakcji „Przeglądu Sportowego”, ale po przygodzie z telewizją podczas Igrzysk Olimpijskich w Londynie wiedziałam, że to właśnie w telewizji fajnie byłoby kontynuować dalszą pracę. Nie chciałam dostać posady przez protekcję Michała, ale myślę, że dzięki nazwisku Kubiak stacja Polsat Sport postanowiła zatrudnić mnie na stały etat. Przez pierwsze trzy lata pojawiałam się na szklanym ekranie w postaci siedzącej pani ze stosem kartek, informującej o wydarzeniach sportowych. Miałam też swój program w Polsat Sport. Zapraszałam raz w tygodniu do swojego studia znaną postać ze świata sportu i przeprowadzałam z nią wywiad, niekoniecznie dotyczący tylko dyscypliny przez nią uprawianej. Miałam pełne pole do popisu jeśli chodzi o zapraszanych gości. Chodziło tylko o to, by odcinki „ Sportowców od kuchni” miały dość wysoką oglądalność. Niejednokrotnie udało mi się zaskoczyć mojego przełożonego, gdy podstawiałam mu pod nos kolejne nazwiska. Oczywiście na kanapie w moim studio pojawił się Iker z żoną oraz Fernardo Torres ze swoją Ollalą. Nawet nie wiecie jak mi się śmiać chciało, gdy przepytywałam Madzię i Zbyszka. Przecież tę parę to akurat znałam od podszewki. Zadowolona „góra” po trzech latach postanowiła mnie awansować. Dalej miałam prowadzić swój program, ale też zasiąść za stolikiem komentatorskim meczów siatkówki. Płakałam ze szczęścia, gdy podpisywałam umowę na piękne 3 lata owocnej współpracy. Dawałam i nadal daje z siebie wszystko, bo już 18 rok siedzę ze słuchawkami na uszach i jako komentator sportowy przyglądam się karierze boiskowej dzieci naszych i przyjaciół, ale też i trenerce Michała i Zbyszka. Obie z Magdą miałyśmy nadzieję, że po zakończeniu pięknych karier przez naszych mężów już nigdy tabun kobiet nie będzie oglądał ich przed telewizorem czy na siatkarskiej hali. Problem polegał na tym, że obaj panowie po cichu marzyli o trenerce i kiedy nadarzyła się ku temu okazja, we dwójkę stanęli do konkursu. Wygrali go z wielkim animuszem, otrzymując możliwą do zdobycia ilość głosów. Pokonali z kretesem parę „Savani&Travica”. Chyba bym nie zniosła Dragana jako trenera naszej reprezentacji. Mój Misiek kolejny raz utarł mu nosa. Oficjalnie pierwszym trenerem był Zbyszek, ale panowie oboje doskonale się uzupełniali i śmiało można było powiedzieć, że każdy z nich ma po tyle samu udziału w sukcesach obecnej reprezentacji Polski. Pamiętacie drużynę narodową sprzed 30 lat? Nazwisko Kurek, Winiarski nikomu nie powinno być obce, bo właściciele tych nazwisk jak i pozostała reszta wpisali się złotymi zgłoskami w historię polskiego sportu. Teraz jest podobnie. Reproduktor Bartek siedzi teraz dumny jak paw na trybunach, otoczony zgrają wnuków i z dumą patrzy na trzech swoich synów, którzy stanowią trzon tej reprezentacji. My z Michałem i Magda ze Zbyszkiem mamy też swoje akcenty, bo nasz Kacper i ich Wojtuś także poszli siatkarską drogą i znaleźli uznanie w oczach… ojców-trenerów. Nie raz skarżył mi się mój synek kochany, że Michał nie stosuje wobec niego żadnej taryfy ulgowej, a nawet musi zasuwać więcej niż inni. Nie raz widziałam go kompletnie zmizerowanego w Spale po treningu, ale nie mogłam nic z robić. Wszyscy wiedzieliśmy, że ta sytuacja jest ciężka. Nie chcieliśmy słuchać, że Kapi dostał powołanie tylko ze względu na to, że trenerem jest jego ojciec i chrzestny. Nasz syn ciężko pracował na to powołanie i w pewnym momencie obaj panowie stwierdzili, że przyszedł ten czas, by się wreszcie pokazał szerszej publiczności. Kacper jest rozgrywającym. Michał we wczesnym okresie dzieciństwa sugerował, że swoje parametry spokojnie mógłby wykorzystać na ataku i przyjęciu, ale nie chciał go słuchać. Na razie był drugim rozgrywającym. Tyle razy powtarzałam Miśkowi, że kiedyś przyjdzie taki moment w którym będzie musiał wprowadzić Kacpra na boisko i nie będzie mógł myśleć o tym, że to jego syn. Szkoda tylko, że ja nie wzięłam sobie do serca jego złotych rad, bo teraz siedzę za stolikiem komentatorskim podczas Mistrzostw Świata i drżę o występ wchodzącego na boisko dziecka. Gdyby nie Krzysiek Ignaczak, to pewnie na wizji w tysiącach polskich domów brakłoby głosu. Boję się jak cholera, że Kacper nie udźwignie rangi tego spotkania. Kiedyś bałam się o Michała, teraz boje się o niego. Nie wiem czy jest to najrozsądniejszy pomysł. Stan meczu to 2:2 w setach i 12:10 dla Brazylii w tie-breaku. Znowu ta pieprzona Brazylia staje nam na drodze do raju. Igła właśnie wspomina o tym jak biliśmy się z nimi o złoty medal podczas Igrzysk Olimpijskich w Rio de Janeiro, a ja nerwowo zaciskam kciuki pod blatem naszego stolika. Kacper idzie na zagrywkę. Element, który zawsze był stabilnym punktem jego gry, ale czy można mówić o jakiejkolwiek stabilizacji w takim meczu i przy takim wyniku? To chyba tylko Zbyszek, Bartek czy Mariusz potrafili stawać za linią końcową boiska ze stoickim spokojem i posyłać armaty w kierunku rywali. Radzili sobie z nie taką presją, z tysiącami kibiców gotowymi ich poćwiartować za to, że wygrają z ich ulubioną drużyną. Dziś gdańska Ergo Arena jest całym sercem za tymi chłopaki i ściska mocno kciuki za zagrywkę Kacpra. Widzę jego skupienie na twarzy. On ma dopiero 22 lata i świadomość, że jego zepsuta zagrywka może zamknąć im drogę do marzeń o złotym medalu na własnym terenie. Gwizdek sędziego sygnalizuje, że zagrywka lada moment powinna mieć miejsce. Wysoko podrzuca sobie piłkę i serwuje z niewyobrażalną precyzją tuż przy linii bocznej boiska, nie dając szans brazylijskiemu przyjmującego na odbiór tego serwisu. Trybuny szaleją ze szczęścia, a ja czuję, że okupię to spotkanie zawałem serca lub co najmniej stanem przedzawałowym. Próbuje coś mówić do mikrofonu, ale nie wiem czy mówię składnie. Proszę po cichu Boga, by pozwolił zagrać mu jeszcze raz w podobny sposób. Wszystko wykonuje podobnie jak za pierwszym razem. Niestety źle uderza w piłkę i punkt zostaje zapisany po stronie przeciwnika. Dwa punkty do końca potężnym serwisem zdobywa brazylijski atakujący Garcia Lopez. Polska drużyna zostaje wicemistrzem świata. Znów przyszło nam przełknąć gorycz porażki. Nie bez przyczyny mówi się, że srebrny medalista jest zdecydowanie większym przegranym niż ten, który wywalczył brąz. Dziś tym młodym chłopakom wydaje się, że to koniec świata, bo na ich szyjach nie zawisną złote medale. Ale przecież to nie jest koniec świata. Za cztery lata kolejny czempionat, za rok kolejne mistrzostwa starego kontynentu. Oni mają jeszcze o co walczyć. Dziś nie udało im się pokonać fantastycznie przygotowanej do tego turnieju Brazylii, ale oni też nie powinni mieć sobie nic do zarzucenia. Wykonali kawał świetnej roboty, zgarnęli w tym roku pierwsze miejsce w Lidze Światowej. Dziś odbiorą srebrne medale, ale za cztery lata znów staną w walce o najwyższe cele. Na gorąco takie myśli przychodzi mi jako dziennikarzowi sportowemu i osobie próbującej zachować jak najwięcej obiektywizmu w swojej pracy. Kiedy podziękowałam kibicom za uwagę i Krzyśkowi za współpracę, mogłam zdjąć słuchawki. Teraz miałam do wykonania zadanie jako żona i matka. Muszę iść do moich dwóch mężczyzn i powiedzieć im, że bez względu na wszystko jestem z nich cholernie dumna. O ile Michała nie miał kto pocieszać, więc chętnie znalazł się w moich ramionach, o tyle Kacper znalazł pocieszenie. I to w nie byle jakich ramionach, bo do swojej piersi przytuliła go Ola, córka Magdy i Zbyszka. Gdzieś po cichu z Madzią snułyśmy plany na to, że ta dwójka prędzej czy później będzie razem, ale zobaczyć na własne oczy całującego się syna to jednak dla matki duże przeżycie. Powinnam być przyzwyczajona po tym ile amantów miała Zosia zanim doszła do wniosku, że z nikim nie będzie jej tak dobrze jak z Oliwierem Winiarskim. Nawet gdyby człowiek chciał się od tego wszystkiego oderwać i na chwilę zapomnieć o siatkówce to nie da się. Po pierwsze sama zajmuje się siatkówką, po drugie mąż trener, syn siatkarz, zięć siatkarz, teść siatkarz, przyjaciel trener. Nie ma mowy, by się od tego uwolnić, ale ja nawet nie chcę tego robić. To był ostatni mecz reprezentacji, a mi już zaczyna tego brakować i wiem, że będę usychać z tęsknoty zanim zacznie się następny sezon. Dziś jeszcze odbędzie się świętowanie w gdańskim klubie, a potem każdy wróci do swoich domów. Zosia zabierze Oliwiera i dzieciaki, by jutro zameldować się już we Włoszech, gdzie Winiarski kontynuuje tradycje rodzinne w drużynie z Trento. Magda i Zbyszek wrócą do Rzeszowa, gdzie będą odpoczywać i cieszyć się sobą, pomagając jednocześnie swoim dzieciom w dorosłym życiu. Ja z Michałem i Kacprem wrócimy do Warszawy, gdzie syn studiuje i jednocześnie gra w akademickim klubie razem z Wojtkiem. Bartman junior mieszka razem z nami, bo jak twierdzi Magda, odziedziczył charakter po ojcu i muszę pilnować, by nie oglądał się zbytnio za kobietami. Nie mam do końca pewnych informacji, ale są pewne przypuszczenia, że zakotwiczył na dłużej z uczuciami, więc to tylko kwestia czasu, gdy przyjdzie do mamusi i przedstawi jej przyszłą synową.
-Miał być złoty medal na naszą rocznicę ślubu…
-Mamy przed sobą jeszcze tyle czasu, że zdążysz zdobyć nie jeden medal. Najważniejsze, że jesteś przy mnie. Najważniejsze, że Magda jest ze Zbyszkiem. Wszystko się zmienia, ale my zawsze jesteśmy razem i możemy na siebie liczyć. To jest najważniejsze. Popełniliśmy tyle błędów, ale nigdy tego najważniejszego. Nie daliśmy zginąć miłości...
KONIEC.
Pożegnanie!
Witam! Niespodziewanie po raz ostatni już teraz, ale być może tak chciał los i nie ma sensu się z tym kłócić. Jak wiecie Niedziela Wielkanocna miała przynieść Notkę 55, a tydzień później miał się pojawić tu epilog. Pech chciał, że po raz kolejny sprzysięgły się na mnie rzeczy martwe- głównie mój znienawidzony pendrive. Owszem mogłam odtworzyć jakoś tę Notkę 55, ale przemyślałam to wszystko w poniedziałek i doszłam do wniosku, że skończę to tak jak jest. Nie chcę pisać o treści epilogu, bo wiem, że niektóre z Was zaczynają od mowy na końcu, więc nie chce nikomu zabierać frajdy z czytania. Jeśli komuś nasuwa się na myśl pytanie czy chciałam tak zakończyć swoje opowiadanie to powiem, że bywało różnie. Już tydzień temu zdradziłam, że obiecałam Melody co najmniej otwarte zakończenie, ale wiele razy myślałam, by się wyłamać. Dlaczego? Bo należę do takich osób, które łatwo ulegają emocjom. Nie mogę powiedzieć, że Zbyszek to taki siatkarz, którego zachowania biorę w ciemno i przyklaskuje im, bo tak nie jest. Pojawiła się myśl, by chociaż w opowiadaniu zagrać mu na nosie i zrobić na złość. To samo tyczy się też Pauliny. Powiem Wam, że nie ma chyba w moim otoczeniu takiej osoby, której mogłabym przypisać osobowość Pauliny. Nie chodzi o to, że dwa razy targnęła się na swoje życie. Nie znam takiej osoby, która byłaby tak słaba psychicznie i tak ciężko radziła sobie z niezbyt kolorową rzeczywistością. Otwarcie stwierdzam, że jej osoba mi nie wyszła i pewnie już do końca będę pluć sobie w brodę, że źle pokierowałam jej losami w pewnym momencie. Mam nadzieję jednak, że dało się to czytać i nie było widać zbyt mocno ponoszącej mnie wyobraźni, lubiącej naginać rzeczywistość.
Wspomniałam już o tej, której dedykowałam to opowiadanie. MELODY to taki mój dobry duch, który tak naprawdę pozwolił mi stawiać coraz bardziej śmielsze kroki w tym wszystkim. Już ona dobrze wie jaka ja byłam i nadal jestem zielona jeśli chodzi o te wszystkie aspekty techniczne związane z prowadzeniem bloga. Dla mnie zamontowanie szablonu i nagłówka na blogu było kosmosem, w którym nie mogłam się odnaleźć bez jej pomocy. Nie chodzi tylko o to. Przede wszystkim moja Madzia była zawsze przy mnie w tych prywatnych rozmowach i nieustannie dodawała otuchy, gdy miałam upadki i cieszyła się z moich wzlotów. Nie uważam siebie za osobą z ogromnym bagażem doświadczeń jeśli chodzi o ten blogowy świat, ale życzę wszystkim, którzy stawiają w nim pierwsze kroki, by na ich drodze pojawiła się taka MELODY  jaka pojawiła się na mojej. MADZIU- jesteś wielka i kocham cię za wszystko. Za rozmowy o blogach, ale i o siatkówce. Za nasze obgadywanie różnych spraw i wymianę poglądów. Za to, że rozumiesz mnie, kiedy nawijam o swojej Skrze, mimo że kibicujesz Resovii. Za twoje relacje na bieżąco, gdy nie mogę oglądać jakiegoś meczu. Za twoje instrukcji, kiedy siedzę na trybunie w Bełchatowie i nie mogę zlokalizować bartmanowej Asi. Za wszystko, wszystko, wszystko. Za to, że jesteś! :*
Poleciało trochę prywatą, ale to jeszcze nie koniec. Dziękuję Wam wszystkim moje drogie, które byłyście ze mną podczas trwania tego opowiadania. Wasza obecność i budujące komentarze sprawiały, że nawet jeśli było źle to znajdywałam w sobie tyle siły, by się nie poddać i dalej walczyć dla Was o to opowiadanie. Mam nadzieję, że nie zawiodłam, a jeśli tak to przepraszam. Jesteście wielkie! :*
Mam też małą prośbę. Jako że napisałam dla was 54 notki + epilog to liczę, że otrzymam kilka słów od tych, które czytały, ale nigdy się nie ujawniły. Myślę, że to nie dużo, a mi na pewno sprawi radość. Było Was dużo, bo właściwie codziennie na blogu było Was więcej niż 100 odwiedzających. Nie liczę na wszystkie, ale na te, dla których ta historia coś znaczyła. Dla mnie samej znaczyła bardzo dużo i nie wiem jak sobie poradzę bez tego, że za tydzień się już nie pojawię, ale takie jest właśnie życie.
Ściskam Was wszystkie bardzo mocno i pozdrawiam po raz ostatni :***
Wasza Paulinkaa
ps : A jeśli ktoś nie ma mnie jeszcze dość to zapraszam tutaj <klik>, gdzie pojawili się bohaterowie do czegoś nowego. Na razie planuje mały urlop od blogów, bo ten kosztował mnie dużo, ale jak już wszystko wróci do normy to pojawię się tam z pierwszym rozdziałem. Pojawiła się tam już zakładka " Informacja". Zdaję sobie sprawę, że opis bohaterów to ciut za mało, by ocenić czy będzie czytać opowiadanie, ale jeśli ktoś kupuje to opowiadanie w ciemno to byłabym wdzięczna, gdyby zostawił po sobie jakiś ślad ;)
A jeszcze tak z bieżących wydarzeń, to życzę Wam moje drogie Wesołych Świąt :***

24 komentarze:

  1. Właściwie to do samego końca nie byłam pewna, że tak optymistycznie zakończysz to opowiadanie, nie mniej jednak nie żałuję ani jednego minuty,ba sekundy, które tutaj spędziłam. Niestety/stety to mój ostatni komentarz pod jakimkolwiek Twoim opowiadaniem,ale to nie dlatego, że mi się nie podoba, po prostu wycofuję się z życia blogowego. Nie mniej jednak, uśmiecham się na samą myśl, że za kilka lat będzie na boisku kilku Kurków, Wlazłych, Bartmanów, Winiarskich czy Kubiaków itd. Wizja tego napawa optymizmem, i dumą,bo to znak, że nasza Reprezentacja będzie baaaardzo silna. Za bardzo chyba wybiegam wyobraźnią w przyszłość,ale nie mam nic przeciwko takiemu rozwojowi wydarzeń.
    Dziękuję Ci, że kończy się ta historia szczęśliwie,bo wszyscy sobie na to zasłużyli,chyba jednak najbardziej Paulina. Brakuje tylko Jachlewskiego,ale wierzę, że i u niego wszystko okej :)
    Pozdrawiam serdecznie, i życzę zdrowych i spokojnych świąt! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. I takim sposobem Mel teraz siedzi i wyje do monitora i prędko nie przestanę. Wiem że mój dzisiejszy komentarz powinien być jakiś wyjątkowy, ale nie wiem czy mi to wyjdzie. Mam tyle rzeczy do napisania że pewnie zapomnę o połowie z nich. Zacznę może od takiej głupoty ale powiem ci że ten epilog właśnie się drukuje i zaraz trafi do pozostałego stosu kartek. Tak, tak to powiadanie będę miała w formie tradycyjnej i nawet żadne braki internetu nie przeszkodzą mi w tym bym mogła do niego wrócić. Do przeczytania będę miała 167 stron czcionką TNR 11już teraz czuję że muszę objąć nad nimi pieczę bo będę niedługo bardzo sfatygowane moim ciągłym powrotom do tej historii. Musiałam sobie szybciutko przekalkulować ile nasi bohaterowie w tym epilogu mają lat, i wyszło mi że po 55 :) Tuż to przecież moi rówieśnicy są. Wiec to jeszcze żadne babcie czy dziadkowie :P Mimo że jak widzę Zosia już się od wnuczki postarała. Epilog czytałam dwa razy bo za pierwszym to byłam na takich emocjach ze potem wszystko zaczęło mi się mieszać. Wiesz co ci powiem znów trafiłaś w samo sedno jeżeli chodzi o imiona dziewczynek dla córek Magdy i Zbyszka. Karolinę ustaliliśmy wspólnie ale Ole trafiłaś sama(są to dwa imiona które dostaną moje córy, jeżeli lost mnie kiedyś nimi obdarzy) Co do chłopca wybór też ci się udał :P Widzę też że Paulina z Michałem nie próżnowali i stworzyli duża rodzinkę, do tego taka która nadal celebruje siatkarską tradycję. Duet trenerski za tych 30 lat bardzo mi odpowiada i marzę o takim, tak samo jak marzy mi się by siłę naszej kadry za tych ładnych parę lat tworzyły pociechy naszych obecnych mistrzów. Paulina również jak widać znalazła swoje miejsce w świecie i muszę się z tobą nie zgodzić co do opinii że tak słabe jak ona osoby trudno ze świecą szukać. Ba ja mam taką w swoim otoczeniu, może nie targnęła się nigdy na swoje życie ale jest jeszcze słabsza od Pauliny, do tego gorsza od niej bo swoją słabością wykorzystuje innych a sama nie potrafi spróbować zawalczyć z życiem i nauczyć się być silną Paulinie to się udało.Zabrakło mi troszkę tego co u Madzi i Karolinki się dzieje ale wybaczam, najwyżej na gg zdradzisz mi co tam zaplanowałaś. Nawet nie wiesz jak ucieszyło mnie to typowe szczęśliwe zakończenie, drżałam o to jak zakończy się tak historia, bałam się że bedę musiała sobie dopisywać co było dalej. Ale nie muszę i ci za to dziękuję. Dziękuję ci za ten okres 19 miesięcy które tu spędziłam, za to jak się śmiałam, bałam i przeżywałam wszystko. Nie zapomnę gdy w dzień mojego zakończenia Siatkówki a miłość pokazałaś mi że stworzysz coś takiego, pokochałam tę historię z miejsca, była i jest i na pewno będzie mi bliska, nie tylko dla tego że byli tu tacy bohaterowie i byłą taka fabuła, ale dlatego że udało ci się stworzyć alternatywny świat w którym ja poczułam się jakbyśmy to były my dwie, tak wiele podobieństw siebie odnajdywałam w Magdzie a to tylko pokazywało jak dobrze mnie znasz. Twoje słowa do mojej osoby na koniec bardzo mnie wzruszyły i spowodowały ze sie zarumieniłam bo nie wiem czy na nie zasługuje. To ja ci muszę podziękować że nie bałaś się do mnie odezwać kiedy zaczynałaś przygodę z blogami, że znosisz moje humory, narzekania na moje własne pisanie i wspierasz mnie. To właśnie przede wszystkim twoja osoba pokazała mi ze te blogowe znajomości mogą przetrwać wiele, a nie zniknąć z dnia na dzień jak niestety mi się już zdarzyło i to nie było miłe. My jesteśmy razem i ja czuje że jeszcze długo będziemy. Źle mi z tym że już tu nigdy nic nie napisze i mam wrażenie że pisałabym ten komentarz dalej i dalej by tylko nie przeszło do historii to ze to już jest koniec. Koniec może tez być początkiem bo nikt nie zabroni mi przeczytać Błędy jeszcze raz. Całuję najmocniej jak mogę :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem beznadziejnym czytelnikiem, czytam kilka blogów, udzielam się na 4-5 a nawet temu nie potrafię sprostać i nie było mnie tu ostatnio. Nadgoniłam dziś i muszę ci powiedzieć że wrota niebios stanęły dla mnie pełnym otworem bo jestem zachwycona tym jaki ta historia obrała bieg i jaki miała finał. Obawiałam się tego czy duma Pauliny pozwoli jej jeszcze raz zawierzyć Kubiakowi i ich uczuciu, a jednak się im udało i tu na całego bo sobie żyją długo i szczęśliwie, spełniają się zawodowo i rodzinnie. Mogę tylko chylić czoła za takie pokierowaniem ich życiorysem. Widzę że Team Bartman-Kubiak, Witek- Pramek już na zawsze pozostał nierozłączny i bardzo dobrze, jeszcze lepiej że pewnie za jakiś czas połącąa się rodzinne za sprawą Olki i Kacpra, haha :) Super, niech sobie żyją jak najdłużej :) Dziwnie będzie że już nigdy nie dostanę powiadomienia o tym że pojawia się tu nowy wpis, ale dziękuje za wytrwałość że zakończyłaś to opowiadanie, nie jest dużo autorek które szanują czytelników i kończą to co zaczęły, ty możesz być dla nich wzorem. Nie żegnamy się, piszę do zobaczenia na twoim nowym projekcie

    OdpowiedzUsuń
  4. To ja zacznę od końca:D to ja ci dziękuję że mogłam się przenieść w inny świat i choc nie zawsze bylo kolorowo, to ten blog zostanie mi w pamieci. Trudno bedzie mi u nie zagladac, bo dziwnie bedzie nie wchodzic co tydzien i patrzec czy dodalas nowy rozdzial:).
    Ciesze sie ze jest happy end. Ciekawi mnie jak nasi siatkarze beda wygladali za 30lat i czy ich pociechy odziedzicza talent po tatusiach :D.
    Mam jeszcze jedno pytanie. Juz wczesniej o tym wspominalam ale nic mi nie odpowiedzialas:( czy dokonczysz historie Mariusza i Dominiki?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może to nie będzie zbyt miłe ale czy ty umisz czytać ze zrozumieniem? Co niby Paulinka ma dokańczać w historii Mariusza i Dominiki? Nie zauważyłaś w Epilogu że ona umarła. Chyba nam nie zmartwychwstanie. Po za tym w zamknięciu opowiadania ich dzieci mają po 18 lat. Może najpierw czytaj do końca a potem pytaj, co?

      A.B

      Usuń
    2. Jak już to 'umiesz' a nie 'umisz'. To po pierwsze. A po drugie to chyba nie wiesz o jaki blog mi chodzi, bo tam skarbie nie ma epilogu, więc nie unoś się tak, bo jeszcze osiwiejesz z tej wściekłości :) nie chcę się kłócić, więc sobie daruj ten komentarz!

      Usuń
    3. Literówka mi się trafiła, wielkie mi co!
      To może podaj adres tego bloga o który pytasz, bo ja nie znam innego Paulinki( i ona chyba też jak ci nie odpisuje) gdzie występuje para Dominika i Mariusz.

      o moje osiwienie się nie martw, niegrozi mi to, jestem za młoda

      A.B

      Usuń
  5. Kochana Paulino, może tak z początku ci powiem, że jestem zbyt przywiązana do tej historii, aby tak po prostu tylko raz ją przeczytać, zniknąć i zapomnieć. W tym przypadku jest to w zupełności niemożliwe. Wiedz, że przez calusieńką dobę po nadrobieniu tego opowiadania myślałam tylko o nim, o losach bohaterów, o tym, co się będzie dalej działo. Żałuję, że nie było mnie tu od początku. Z drugiej jednak strony moja wyobraźnia chyba by nie wytrzymała, gdybym miała tak długo czekać na rozwinięcie akcji. Nie, teraz już ryczę, chociaż obiecałam sobie, że tego nie zrobię, nie przy kolejnym opowiadaniu. Tyle że, cholera, nie potrafię. Ono było zbyt piękne, zbyt życiowe i przede wszystkim długie, co jeszcze bardziej wzmaga mój ból. Nie wyobrażam sobie, jak ciężko rozstać się tym, które były z tym opowiadaniem calutkie 19 miesięcy, mi po tych dwóch jest cholernie ciężko. Kochana, dziękuję, że wstawiłaś tu moją ulubioną parkę siatkarzy, mimo iż teraz zaczynają mnie irytować, dziękuję za taką różnorodność charakterów, dziękuję za wartką akcję, za Zosię, która po prostu z rozdziału na rozdział podbijała moje serce, dziękuję za wątek szczypiornistów, za Matyldę, za Ikera, po prostu za wszystko. Naprawdę nie wiem, co mam ci na koniec powiedzieć, piszę, w ogóle nie myśląc, piszę to, co mi akurat przyjdzie do opętanej smutkiem głowy. Wiem, co jeszcze ważnego miałam powiedzieć - od teraz będziesz dla mnie kolejnym wzorem wytrwałości. Podziwiam osoby, które tak długo trwają w swoim opowiadaniu, które mają tyle pomysłów, i które przede wszystkim swoich blogów tak po prostu nie zostawiają. Szczerze? Nie dałabym rady po przeszło trzydziestu rozdziałach, a co tu mówić o pięćdziesięciu?
    Zawsze marzyła mi się taka przyszłość, jaką teraz ma Paulina. Gdzie by nie patrzeć, wszędzie siatkówka. Mąż siatkarz, dzieci, zięć, praca związana z siatkówką. Nic, tylko żyć i nie umierać. Wiadomo, raz czy dwa ma się jej dość, ale dopiero wtedy przypomina się nam, że bez niej nie możemy żyć. Ja osobiście nie wyobrażam sobie swojej przyszłości bez tej pięknej dyscypliny sportu. To jest coś, dla czego żyję, co kocham, co mnie pasjonuje. I żaden inny sport mi nie zastąpi tych emocji, która zawiera w sobie volley, tym bardziej polski. Czasami żałuję, że nie będę mogła spróbować swoich sił tak jak Witek w komentowaniu. Kurczę, zły kierunek studiów, to znaczy tak mi się wydaję. Paula jednak pokazała, że nie tylko faceci dostają wymarzoną pracę. Marzy mi się, aby kiedyś to właśnie kobieta komentowała siatkarskie mecze, a co mi tam. W końcu równouprawnienie jest.
    Zbyszek i Misiek w roli trenerów? Powiem ci szczerze, że wcześniej wyobrażałam sobie w szczególności tego pierwszego, jako jakiegoś dziennikarza, coś, ale po twoim pomyśle teraz będą siedzieć mi w głowie jako trenerzy. W sumie po zakończeniu swoich karier mogliby o tym pomyśleć, bo zapału i euforii pozazdrościć im może niejeden siatkarz. Tylko jednego im współczuję - pracowania ze swoimi dziećmi. Racja, może i patrzenie, jak się rozwijają, jak stają na podium, jak przełamują swoje bariery, niemniej jednak na treningach z pewnością nie jest łatwo, w końcu siódme poty trzeba ich wylewać. Ale skoro chcą, to chyba warto to robić?
    Dobra, tak szczerze - marzy mi się dożyć tego wieku, kiedy to dzieci Michała i Zbyszka zagrają w reprezentacji, poważnie! Bo że nie będą chciały iść w ślady swoich ojców to raczej wątpię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I znowu nie wiem, co mam napisać. Podziękowałam za wszystkie czasy, farmazonów nawaliłam, że ho, ho, naprawdę, mam problemy przy pożegnaniach z jakimś opowiadaniem. Paula, podziwiam cię za to, że wytrwałaś, że dociągnęłaś to do końca, że napisałaś coś takiego, co tylko i wyłącznie uzależnia, wciąga tak doszczętnie, że oderwać się nie można. Że zrobiłaś z Bartmana takiego Bartmana, którego ja mogę brać w ciemno, że Kubiak, mimo iż już za bardzo za nim nie przepadam, również miał huśtawki nastrojów, niemniej jednak jego słodkość była powalająca, za Magdę, której charakteru zazdroszczę jak cholera, za Paulinę, może i słabą psychicznie, ale i w wielu procentach kochaną. I wiesz, co ci tak na koniec powiem? Dobrze, że zostawiłaś tak, jak jest teraz. Bo ja innej wersji sobie po prostu nie wyobrażam.
      Widzimy się na kolejnym projekcie, buziaki! : ***

      + musiałam rozdwoić, bo by mi nie dodało. :)

      Usuń
  6. Ech... Nie dość, że strasznie nie chciałam końca, to jeszcze nadszedł szybciej niż się spodziewałam :(. To był wspaniała historia i kolejny fantastyczny blog. Muszę przyznać, że błędy jak i moja siatkarska historia były jednymi z pierwszych blogów, które zaczęłam czytać i dzięki którym sama zaczęłam pisać :) Działo się tutaj tak wiele, że chyba musiałam bym opisać całą fabułę :). Nie wiem czemu, ale bardziej przywiązałam się do Pauliny niż Magdy (może dlatego, że Paulina często mnie denerwowała i postępowała wbrew mojej woli;p ). Jednak polubiłam wszystkich bohaterów, a Zosię najbardziej :). Wszyscy wiele przeszli, dlatego dobrze, że skończyło się to właśnie tak. Obawiałam się, że coś może się wydarzyć, ale takie szczęśliwe zakończenie jest super :). Całe życie z siatkówką - coś pięknego :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Srebrny medal też zły nie jest, ale wiadomo, że to nie jest to samo, co złoto. Po tylu latach Michał i Paulina się kochają i są szczęśliwi. ;)

    Najważniejsze, że wszystko się dobrze skończyło... ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kochana dziękuję Ci, siedzę i szerząc się do monitora pozwalam, aby kropelki łez leciały mi po policzkach - wzruszyłam się, ot co! Wszyscy są razem, wszyscy są szczęśliwi i wszyscy nadal krążą wokół siatkówki, która przed laty ich wszystkich połączyła. Aż nie chcę się uwierzyć, że to już koniec. Ale dziękuję Ci kochana za te wszystkie odcinki, za te wszystkie słowa i postacie. Nielicznym udaje się wykreować osoby tak, żeby czytelnik ciutnie identyfikował się z bohaterami - Tobie się to udało! Jeszcze raz dziękuję za wszystko i mam nadzieję, że jeszcze nie raz nie daw będziemy się widzieć w tym blogowym światku. Pozdrawiam kochana :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Na początku chciałabym Cię przeprosić, że nie skomentowałam na początku, ale musiałam ochłonąć. Się głupia poryczałam przy zakończeniu, zdając sobie sprawę, że nie będę już czytała o Zosi, którą pokochałam od pierwszego wspomnienia o niej, o Paulinie, która podniosła się z życiowego dołka i chwała jej za to, bo nie każdy jest w stanie udźwignąć się. Za zmądrzenie Zbysia, który odnalazł w Madzi swój ideał. No za wszystkich, nawet za Edzie xd Nie byłam tu od początku, ale nie żałuję, że poświęciłam czas na nadrabianie, a później śledzenie ich losów. Te kilka miesięcy ubarwiło się dzięki ich losom i znów wzruszenie mnie bierze ... Czemu ja taka uczuciowa? A co ja sobie żałować będę, w końcu tu mogę ;p Chciałam Ci podziękować też za to, że mogłam podczas czytania i się na nich pozłościć, powzruszać i pouśmiechać. To zdecydowanie jedno z tych cudeniek w blogowym świecie :)
    A teraz poroztkliwiam się nad zakończeniem. :) Cieszę się, że każdy spełnił się w swoich rolach, że obie pary przetrwały w swojej miłości tak długo. ;) Teraz mogą patrzeć na własne dzieci i podziwiać ich zwycięstwo. ;) No cóż srebro ... z jednej strony szkoda, a z drugiej strony to ogromna motywacja dla młodych, by wywalczyć złoto, by dalej pracować i nie bać się sięgać po marzenia. :) Nie dziwię się, że Paulina nie mogła się skupić na komentowaniu. Bo jaka matka siedziałaby spokojnie, gdy jej dziecko postawione zostało przed takim wyzwaniem, przed taką szansą? Żadna. Dobrze, że Igła panował nad sytuacją :D Kurek i gromadka wnucząt mnie rozbroiła. ;p Tego to ja się nie spodziewałam. :D Wszystko pięknie i nic dodać, nic ująć. Trochę mnie zastanawia co u innych, ale to sobie dopowiem :D
    Jeszcze raz dziękuję i do zobaczenia na Twoim drugim blogu. Wielki buziak za to dzieło!
    Happiness ;* (dawniej Milka :) )

    OdpowiedzUsuń
  10. Teraz mogę zrobić buuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu :( i naprawdę bym strasznie rozpaczała, gdybyś nie miała drugiego bloga! Tego opowiadania i tak mi będzie brakować, bo historia zdecydowanie mogła urzec i wciągnąć, patrz ja :D
    Wielkie szczęście się stało, że w końcu oni wszyscy się zeszli! Nie widziałam innej opcji ;) Siatkówce wierni do końca zostali, jak czytam ;) Kurna, tacy przystojni trenerzy? :D Obym doczekała :D Zresztą, Andrea już jest przystojnym trenerem, także, godni następcy ;p
    Pociechy grają, żyją i zakładają swoje rodziny ;) Jak widać, dzieci idą w ślady rodziców :) Kolejne sportowe związki, jedną wielką rodziną się staną zapewne ;)
    Także pokonali błędy młodości i swoje życie spędzą razem. Paulina z Michałem, Madzia z Zibim :) Oświadczyny wcale nie wyszły na skopiowane, mówiłam, że nie ma się czym przejmować :)
    Buuuuu, buuuuuu....
    Warto było czytać ;) Tu cię poznałam, przez to opowiadanie się poznałyśmy i mam nadzieję, że się znajomość tu nie skończy ;p
    Natchnienia i weny w pisaniu kolejnych dzieł :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Szkoda, że to już koniec :( Czytałam zawsze, choć nie zawsze komentowałam...Ale powiem Ci, że się bałam, co możesz wymyślić na koniec, ale na szczęście wszystko skończyło się tak jak chciałam ;)) Wszyscy odnaleźli drogę do szczęścia. Paulina z Michałem, Madzia ze Zbyszkiem...Mają swoje pociechy, które zakładają rodziny. Przezwyciężyli wszystkie niepowodzenia, rozterki, rozstania, by w końcu udowodnić wszystkim, że ich uczucia są tak silne, że nic, ani nikt nie jest w stanie ich rozdzielić. I to jest w tym wszystkim najpiękniejsze.
    Niech im się darzy! :D
    Pozdrawiam i dziękuję za to opowiadanie ;*

    OdpowiedzUsuń
  12. Piękne zakończenie, wspaniałej historii!! Zdecydowanie moja ulubiona! Cudownie jest się ta oderwać od rzeczywistości. Paulina jest wreszcie szczęśliwa, Magda wytrzymała ze Zbszkiem ponad 30 lat. To się nazywa happy end z prawdziwego zdarzenia. No i reproduktor Bartosz!

    OdpowiedzUsuń
  13. Ten blog posiada dużo zajmujących wpisów

    OdpowiedzUsuń
  14. Hej. Założyłam chomika, na którym chciałabym zebrać blogowe opowiadania. Czy wyrażasz zgodę, abym zamieściła tam Twoje? Jeśli tak, napisz proszę e-maila --> blogowatworczosc@o2.pl w temacie podając adres swojego bloga. To dla mnie bardzo ważne. :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Witam i zapraszam na nowy rozdział na mimo-wszystko-ide.blog.onet.pl ;p opowiadanie z Miśkiem Kubiakem i zbuntowaną Mileną w roli głównej :P moje drugie opowiadanie odchodze-kochanie.blogspot.com jest pisane w innej konwencji ;p również zapraszam serdecznie. Mila07

    OdpowiedzUsuń
  16. Czasem błędy młodości odbijają się gorzko po latach ;(

    OdpowiedzUsuń
  17. Hej! Bardzo podobało mi się Twoje opowiadanie. W niektórych momentach aż łzy się pokazywały przy niektórych częściach. Naprawdę piękna historia. :)

    OdpowiedzUsuń