piątek, 3 sierpnia 2012

Notka 26

Takie emocje nie towarzyszyły mi już dawno, ale chyba trudno się dziwić, skoro człowiek nie od dziś w wieku 25 lat widzi się pierwszy raz na oczy babcię i dziadka oraz rodzinę siostry rodzicielki. Ja mam zaplanowane na dziś takie atrakcje i choć sama się do tego rwałam, to nie znaczy, że spokojnie do tego podchodzę.
-Będę cały czas z tobą i jeśli tylko będziesz czuła się niekomfortowo, to od razu będę interwenioniował.-jestem przekonana, że z nim u swojego boku nic nie jest mi straszne. . Nawet jeśli nie przypadnę im wszystkim do gustu, to mam za sobą Ikera i z nim mój kontakt nie ulegnie już zmianie. No chyba, że na lepsze.
-Jedźmy już, bo jeszcze zdążysz mnie nastraszyć i się rozmyślę.- jak powiedziałam tak zrobiliśmy. Im bliżej Mostoles, tym nerwy były coraz większe, ale nie mogłam o tym powiedzieć Ikerowi, bo w mieszkaniu rżnęłam taką odważną, a teraz trzęsę się ze strachu. Analizowałam dokładnie teoretyczny przebieg tego spotkania, przewidując najbardziej czarne scenariusze. Z samego Madrytu do rodzinnej miejscowości mojej mamy nie było daleko, więc nie zdążyłam załapać najwyższdego poziomu mojego czarnowidztwa. Miałam ogromną ochotę przed wejściem do domu dziadków zadzwonić do Magdy, ale jej telefon milczał już rano, więc blondynka pewnie już miała pełne ręce roboty, bo zbliżały się kolejne rozgrywki z udziałem naszych. Z Miśkiem naszczęście udało mi się pogadać, ale jemu nie mogłam powiedzieć o tym spotkaniu, bo na dobrą sprawę on nie miał o niczym pojęcia, a nie chciałam o tym mówić przez telefon. Stanęliśmy z Ikerem przed drzwiami wejściowymi i szatyn zapukał w ich powierzchnię. Po drugiej stronie niemal od razu pojawiła się kobieta, łudząco podobna do mojej mamy. Miała tylko dłuższe włosy i być może ciemniejszą karnację, ale to pewnie efekt ciągłych wysokich temperatur jakie panują w Hiszpanii przez znaczną część roku. Nie mam pojęcia czy mama Ikera wiedziała o moim przyjeździe, ale teraz stała i przyglądała mi się tak przenikliwie, że aż spuściłam wzrok, bo nie mogłam tego spojrzenia wytrzymać.
-Zapraszam do środka.- powiedziała po hiszpańsku. Teraz będę miała pewnie wyższą szkołę jazdy, bo tu pewnie nikt nie zrobi mi tej uprzejmości i nie będzie mówił po angielsku, ale mam nadzieję, że mój hiszpański jest na tyle dobry, że nie będę potrzebowała słowniczka, który na wszelki wypadek wzięłam ze sobą. Mieszkanie, w którym dało się słyszeć ożywioną rozmowę dwóch mężczyzn, było zupełnie inne niż mieszkanie Ikera, ale też od tych, które widuje się w Polsce. Przede wszystkim było tu pełno najróżniejszych rzeczy, od obrazów po stare lampy naftowe czy lampy z ogromnymi abażurami. Widać, że tu w Hiszpanii jest moda na kolekcjonowanie takich rzeczy zwłaszcza, że tu mieszka trzy pokoleniowa rodzina. Zdjęłam płaszcz w przedpokoju i podążyłam za Ikerem, który zaprowadził mnie do salonu. Zastałam tam dwóch mężczyzn, jednego siwiutkiego jak gołąbka, a drugiego bardzo podobnego do Ikera. Domyśliłam się, że to ojciec mojej matki, a ten drugi to ojciec Ikera. Moje wtargnięcie spowodowało, że ich oczy nie wpatrywały się już w telewizor, tylko skupiły się na mnie.
-Dziecko...- dziadek wstał z kanapy i jako pierwszy wykonał gest, który sprawił, że cały strach powoli gdzieś uleciał, ale tylko na chwilę, bo przecież czekała mnie konfrontacja z Issą, matką Ikera. Jego tata zachował się neutralnie, podał mi rękę i chyba z wymuszony uśmiechem powiedział, że miło mnie widzieć. Usiedliśmy przy stole, ciocia przyniosła herbatę i ciasto, ale atmosfera nie była wcale taka sielankowa jak mogłoby się wydawać.
-Może wreszcie przestaniemy udawać, że Paulina przyjechała do nas w odwiedziny, tylko wyjaśnimy sobie to, co mamy do wyjeśnienia?- czułam, że żołądek podchodzi mi do gardła, a ręka Ikera lądouje na moich dłoniach pod stołem.
-Iss, daj spokój. Nie warto wracać do przeszłości, bo wszyscy wiemy, że to my popełniliśmy błąd. Nie powinniśmy tak potraktować Margaret i to nasza wina, że nie mamy z nią i z jej rodziną kontaktu. Teraz jest czas, by to wszystko wyprostować i naprawić. Matka umiera i na łożu jej śmierci warto się pogodzić.- jestem za, ale proszę powiedzieć o tym ciotce. Ona chyba nie jest tak ochocza do zakopywania toporu wojennego.
-Prawda jest taka, że Mara nas zostawiła i choć nie chcieliście puścić jej do Polski, ale ona i tak postawiła na swoim. Tam się puściła i została. No na miły Bóg, taka jest prawda! Matka jest chora, ledwo poznaje ludzi i dlatego chciała spotkać się z córką i nigdy nie widzianą wnuczką, taka jest prawda!- o nie. Nikt nie będzie obrażał mojej matki i mówił, że się puściła. Mam tylko nadzieję, że mój hiszpański pozwoli powiedzieć to co myślę o poglądach ciotki.

-Nie będę mówić do pani ciociu, bo chyba sobie pani tego nie życzę. Powiem szczerze, że bardzo chciałam tu przyjechać i choć miałam obawy, to miałam nadzieję, że zostaną one rozwiane. Niestety jest inaczej, a pani potwierdza to czego się bałam. Pierwszy i ostatni raz tu przyjechałam, może być pani tego pewna. Dziękuję za miłe przyjęcie, ale na mnie już pora.-zwróciłam się do dziadka i podniosłam się od stołu. Skoro oni tak stawiają sprawę, to ja nie widzę większego sensu, by starać się o zacieśnienie węzów. Czas wracać do Polski...


&&&&&


Zbyszek spędził noc pod drzwiami sali, w której znajdowała się Magda. Diagnoza była taka, że Pramek doznała lekkiego wstrząśnienia mózgu, ale na całe szczęście nie doszło do utraty przytomności, choć oddech był płytki i nie dokońca miarowy. Tym samym dziecko miało cały czas dopływ tlenu i choć nie można stwierdzić tego w 100.%, to z maleństwem wszystko jest w porządku. Lekorzom udało się skontaktować z rodzicami Magdy i mieli oni pojawić się tu lada moment, ale zanim tu przyjadą, to Zibi chciał porozmawiać z blondynką. Chciał jej powiedzieć, że jest dla niego kimś więcej niż tylko kobietą, która urodzi mu dziecko i, że chciałby spróbować stworzyć z nią związek. Musiał teraz poczekać tylko aż skończy się obchód i będzie mógł do niej wejść. W między czasie wykonał telefon do Michała, który chciał natychmiast przyjechać do szpitala, ale Zbyszkowi udało się go powstrzymać.
-Może pan wejść do pacjentki, ale proszę jej długo nie męczyć. Jest bardzo osłobiona po tym urazie głowy, a i stan jej psychiki nie jest najlepszy.-Bartman skinął lekarzowi głową na znak, że dostosuje się wytycznych. Założył na siebie zielony fartuch i wszedł do środka, gdzie w centralnym punkcie sali stało szpitalne łóżko, na którym leżała blondynka, wpatrując się w jakąś nieokreśloną przestrzeń.
-Madzia...-dał znak o swojej obecności i Magda odwróciła w jego stronę swoją załzawioną twarz. Serce krajało się na jej widok, bo Zbyszek nigdy nie widział Magdy w takiej chwili słabości. Choć lekarze starali nastawić ją pozytywnie i mówili, że jest ogromna szansa na to, że dziecko nie odczuło skutków tego wydarzenia, to ona i tak miał swoją wersję. Zibi wziął krzesło spod okna i usiadł przy jej łóżku.
-Musimy porozmawiać...-słychać było wyraźnie, że głos Magdy był słaby, ale on sam chciał porozmawiać. Chciał jej powiedzieć do jakich wniosków doszedł, ale to ona zaczęłą pierwsza. Słuchaj jej uważnie, nie bardzo rozumiejąc czemu akurat teraz opowiada o początkach ich znajomości. Nie omija żadnego szczegółu, żadnych negatywnych emocji jakich przez niego doświadczała. Mówi otwarcie o tym, że wtedy w Łodzi zachowała się bardzo naiwnie, a on to wykorzystał. O wszystkim mówi z tymi samymi emocjami, choć teraz już na etapie, kiedy ich stosunki wyraźnie się zmieniły, a świadomość pojawienia się dziecka mocno przebudowała ich system wartości. Magda opowiada o swoich odczuciach, o tym, że zauważały zmianę w zachowaniu Zbyszka. Nabiera powietrza, zaczyna zbliżać się do końca i teraz jej głos także zaczyna ulegać zmianie.
-...niedawno połapałam się, że zakochałam się w Zbyszku, który na swój sposób stara się być odpowiedzialny i opiekuńczy. Doskonale wiedziałam, że nie mam prawa wymagać od ciebie zmiany, ale ty sam stawałeś się inny, bez niczyjego nacisku. Wczoraj jednak pokazałeś, że tacy mężczyźni jak ty nigdy się nie zmieją, że tylko na chwilę. Zamydliłeś mi oczy, poczym poszedłeś szukać wrażeń w klubach z przypadkowymi kobietami.- Magda zrobiła sobie przerwę, podczas której słuchać było jak głośno Zbyszek przełknął ślinę i z niedowierzaniem spojrzał na Magdę.
-Nie śledziłam cię. Życzliwa Edyta doniosła mi o twojej obecności w klubie Paradise i harcach z uroczą blondyną na tylnym siedzieniu w samochodzie. Dość dosadnie powiedziała mi, że masz mnie gdzieś, a dziecko tak naprawdę nie robi na tobie żadnego wrażenia. Było mi cholernie przykro, ale byłam wstanie znieść to w sobie do momentu, w którym powiedziała, że chciałam cię złapać cię na dziecko. Wtedy nie wytrzymałam i ją spoliczkowałam, ona popchnęła mnie na ścianę i od tego momentu pamiętam jak przez mgłę, mam tylko jakieś przebłyski. Wiem, że pojawiłeś się ty i zaraz po tobie przyjechało pogotowie...-Zbyszek zacisnął nerwowo pięści i wstał z krzesła. Siarczyście zaklął pod nosem.
-Kurwa! Przecież ona mogła zrobić wam krzywdę?! Jak ją dorwę to nie wiem co jej zrobię!- złapał się za głowę i spojrzał znowu na Magdę, która wydawała się być spokojna i obojętna na to co się stało.
-Tak, mogła mi coś zrobić, ale jej przyjście ma swoje plusy.- siatkarz otworzył szerzej oczy. Coraz mniej podobała mu się ta rozmowa, bo czuł, że za chwilę usłyszy słowa, po których ciężko będzie mu się pozbierać.
-Edyta pokazała mi, że z tobą nie da się zbudować rodziny, bo ty masz inne priorytety. Dlatego ja nie chcę ci wadzić, niech chociaż jedno z nas będzie szczęśliwe. Zakończmy to tu i teraz i nigdy nie wracajmy do tego tematu. Dziecko wychowam sama, a ty będziesz mógł się z nim widywać, kiedy tylko będziesz miał na to ochotę. Nigdy więcej mnie nie dotykaj, nie całuj i najlepiej po prostu nie wchodźmy sobie w drogę.- dopiero teraz zaczął łamać jej się głos.
-Przecież powiedziałaś, że mnie kochasz?! Magda, ja się naprawdę zmieniłem i chcę się zmieniać bo wiem, że warto dla ciebie i naszego dziecka. Wiesz dlaczego poszedłem do tego klubu? Chciałem sam sobie udowodnić, że albo jestem taki jak byłem albo tego tamtego Zbyszka już nie ma. Poszedłem z tą dziewczyną, ale między nami poza całowaniem do niczego nie doszło. Jechałem do Ciebie by ci powiedzieć, że czuję do ciebie znacznie więcej... Magda musisz mi uwierzyć, że tak było!- usiadł ponowanie na krześle i złapał dłoń Magdy, spojrzał w jej oczy. Ta rozmowa kosztowała go dużo, ale przynajmniej wszystko zostało szczerze powiedziane. Teraz wystarczyło tylko wszystko posklejać w jedną całość i postarać się zbudować trwałą więź. Oboje tego pragnęli, ale...
-Tak ci się tylko wydaje, że coś do mnie czujesz. Zobaczysz inną i ci się odmieni. Taki już jesteś Zbyszek i naprawdę nie mam o to do ciebie pretensji. Proszę cię tylko byś uszanował moją prośbę i pozwolił mi żyć własnym życiem. Wiem, że być może nic się jeszcze dobrze nie zaczęło, ale koniec jest definitywny. Odejdź Zbyszku, proszę...


&&&&&&


Kończy się moja hiszpańska przygoda i choć Iker namawia mnie na przedłużenie pobytu to nie mogę i nie chcę tego zrobić. To nie ma oczywiście nic wspólnego z piłkarzem, bo Iker jest aniołem i najchętniej zabrałabym go do Polski, ale to co wydarzyło się wczoraj sprawiło, że nie chciałam być tu już dłużej. Wracam do Polski i tam układam sobie życie po polsku, z ogromnym sentymentem do Ikera, z którym będę chciała ze wszystkich sił utrzymać kontakt. W tę ostatnią noc w Hiszpanii postanowiłam się zabawić jak jeszcze nigdy dotąd. Na dobrą sprawę to ja jeszcze nigdy nie wyszłam na miasto i tak porządnie się nie wybawiłam. Jak był na to odpowiedni wiek, to na świecie była już Zosia i jej musiałam wszystko podporządkować. Niczego nie żałuję, ale mam teraz okazję zaznać kilku godzin beztroski i chcę to zrobić. Pożyczam zatem od Evy ciuchy, wysokie szpile i małą torebkę, która dopełnia całości stroju. Ona sama razem z Ikerem idzie ze mną, no bo przecież brat chybaby oszalał jakby nie miał mnie na oku. Wystartowaliśmy zatem we trójkę na podbój Hiszpanii i dopiero dzisiejszego dnia mój brat pokazał, że on też umie się zabawić. Eva nie piła tyle co my bo miała jutro jakieś ważne spotkanie, ale bawiła się równie dobrze co my. Znów zagościliśmy w klubie Los Blancos i tam dawaliśmy upust swoim umiejętnościom tanecznym. Drink za drinkiem robił swoje. Poczułam w pewnym momencie, że nogi nie chcą mnie już nosić, a w głowie mam helikopter. Chciałam szybko wyjść na świeże powietrze, ale chciałam znaleźć Ikera, bo takie samotne wyjście w moim stanie mogło się dla mnie źle skończyć. Niestety nigdzie nie mogłam go znaleźć, a swoją pomoc zaproponował mi Sergio Ramos. Z tego co wiem to fajny chłopak i brat go bardzo lubi, więc chyba nie będzie miał do mnie pretensji.
-Zostań tu, a ja poszukam Ikera.- przystałam na tą propozycję, choć dokońca jej nie zrozumiałam. Jestem chyba pierwszy raz w takim stanie, że nie bardzo kojarzę fakty i jest mi wszystko jedno. Oczywiście pomijam fakt, kiedy ktoś potraktował mnie pigułką gwałtu. To już jestem w ogóle inna historia, o której także muszę opowiedzieć Michałowi. To śmieszne, że mam przed nim tyle tajemnic, ale po moim powrocie wszystko się zmieni. Powiem mu o tym kto jest ojcem Zosi i z kim jest spokrewniona w Hiszpanii. Wezmę ze sobą kilka zdjęć, którymi będę mogła się podeprzeć.
-Braciszku!!!- krzyknęłam uradowana, kiedy tylko w zasięgu mojego wzroku pojawił się Iker. Wcale nie był na mnie zły za mój stan, bo ja przecież uprzedzałam, że zamierzam się dziś dobrze bawić. Trochę sobie poatańczyła, trochę(!) wypiłam i mogę teraz wracać do domu albo przynajmniej posiedzieć tutaj. Nie chcę już widzieć suto wypełnionych półek za barem, bo mogłoby się to skończyć dla mnie jakąś rewolucją w żołądku.
-Chcesz już wracać do domu czy zostajemy tutaj? Eva spotkała jakąś koleżankę i powiedziała, że wróci do domu jak się wygada. Mamy zatem wolną rękę.- objęłam jego szyję, a on złapał mnie za rękę. W takim razie jedziemy do domu, bo na żadne spacery to ja nie mam już siły, a zawsze lepiej posiedzieć jest w domu. Całuję jeszcze jego policzek i podsumowuję mój pobyt tutaj.
-Nie licząc wypadu na rodzinny obiad, było mi tu zajebiście. Ty jesteś zajebisty i cieszę się, że cię poznałam.- może nie dokońca powiedziałam to dobrze po hiszpańsku, ale sens miałbyć taki. Iker chyba zrozumiał to co chciałam mu przekazać, bo mocno mnie przytulił i wezwał taksówkę. Nawet nie musiałam mu mówić, że jestem bez sił. Jeszcze jedna noc tutaj i wracam na stare śmieci. Wracam do Zosi, Michały i Magdy, nie mając pojęcia co działo się w Warszawie podczas mojej nieobecności.


&&&&&

Jak powiedziałam, dodaję kolejną notkę w tym tygodniu. Należę do tych osób, które nie lubią homikować rozdziałów i choć później będę pewnie tego żałować, to teraz sobie dodaje ile wlazie.
Pamiętacie piosenkę coca-coli "Co raz bliżej święta, coraz bliżej święta?". Ja sobie teraz chodzę po domu i nucę pod nosem "Coraz bliżej Londyn, coraz bliżej Londyn". Już nie mogę się doczekać :)))
Pozdrawiam i do napisania;***


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz